W ostatnich miesiącach moja aktywność na blogu zanikła. Niestety znaczną część czasu pochłaniają mi prace nad doktoratem - nie starcza mi go już zbytnio na czytanie książek, a tym bardziej na pisanie o nich. Na szczęście mam dwa tygodnie urlopu i tym samym chwilę żeby coś napisać. Jestem właśnie w Debreczynie, drugim co do wielkości mieście Węgier. Według spisu z 2001 roku 24,8% mieszkańców deklaruje ateizm. Ta proporcja raczej nie utrzymuje się na całych Węgrzech (prędzej w Czechach), a wynikać może z tego, że na na 200 tys. mieszkańców Debreczyna, podobno aż 40 tys. to studenci debreczyńskiego uniwersytetu.
Poza zwiedzaniem zabytków odwiedziłem również kilka węgierskich księgarni. Muszę przyznać, że zazdroszczę Węgrom rynku wydawniczego. Bardzo dużo książek wydawanych jest w twardej oprawie - nie powiem, żeby zdecydowana większość, ale na pewno o wiele wiele więcej niż u nas. Zazdroszczę również kilku konkretnych pozycji dostępnych na rynku: "The Ancestor's Tale" i "A Devil's Chaplain" Richarda Dawkinsa (obie oczywiście w twardej oprawie i jeszcze z obwolutami, aczkolwiek pierwsza pozycja kosztuje w przeliczeniu na złotówki 150 PLN) oraz "Darwin's Dangerous Idea" Dennetta. Jest jeszcze kilka książek Jane Goodall a także sporo pozycji dostępnych również u nas (w oczy rzuciły mi się książki Feynmana).
To skłania mnie, żeby w końcu napisać o pewnej niepokojącej tendencji w polskich księgarniach, którą zauważyłem już ponad rok temu. Pisząc "księgarnie" mam tutaj konkretnie na Empik i Matras - dwie największe sieci księgarń w kraju. Otóż zaobserwowałem, że ilość oferowanej literatury popularnonaukowej znacząco spada. Co gorsza, na jednych półkach ustawiane są obok siebie tytuły popularnonaukowe jak i książki z zakresu szeroko rozumianej ezoteryki. Początkowo zdawało się to dotyczyć tylko Matrasów, ale obecnie tendencja ta ogarnęła również Empiki - próba odnalezienia nowości wydawniczych z "czarnej serii" Prószyńskiego wymagała przebicia się przez książki o aniołach, apokalipsie 2012 roku (mam podejrzenie, że autorom tych książek nie chodzi o mistrzostwa Euro) i tym podobnych. Budzi to we mnie sporą irytację połączoną z obawą, że jest to wynik prostego prawa rynkowego: podaży wynikającej z popytu.
Na koniec pozostaje mi pochwalić się, że z Węgier wracam z bardzo miłą pamiątką - angielskim wydaniem "O powstawaniu gatunków", kupionym za bardzo przyzwoite pieniądze na kiermaszu książek w gmachu uniwersytetu. Tekst oparty na pierwszym wydaniu. Czytałem wyrywkowo fragmenty i muszę przyznać, że jestem zaskoczony łatwością z jaką czyta się książkę. Mam nadzieję, że uda się jakoś wygospodarować czas na przeczytanie całości.
Poza zwiedzaniem zabytków odwiedziłem również kilka węgierskich księgarni. Muszę przyznać, że zazdroszczę Węgrom rynku wydawniczego. Bardzo dużo książek wydawanych jest w twardej oprawie - nie powiem, żeby zdecydowana większość, ale na pewno o wiele wiele więcej niż u nas. Zazdroszczę również kilku konkretnych pozycji dostępnych na rynku: "The Ancestor's Tale" i "A Devil's Chaplain" Richarda Dawkinsa (obie oczywiście w twardej oprawie i jeszcze z obwolutami, aczkolwiek pierwsza pozycja kosztuje w przeliczeniu na złotówki 150 PLN) oraz "Darwin's Dangerous Idea" Dennetta. Jest jeszcze kilka książek Jane Goodall a także sporo pozycji dostępnych również u nas (w oczy rzuciły mi się książki Feynmana).
To skłania mnie, żeby w końcu napisać o pewnej niepokojącej tendencji w polskich księgarniach, którą zauważyłem już ponad rok temu. Pisząc "księgarnie" mam tutaj konkretnie na Empik i Matras - dwie największe sieci księgarń w kraju. Otóż zaobserwowałem, że ilość oferowanej literatury popularnonaukowej znacząco spada. Co gorsza, na jednych półkach ustawiane są obok siebie tytuły popularnonaukowe jak i książki z zakresu szeroko rozumianej ezoteryki. Początkowo zdawało się to dotyczyć tylko Matrasów, ale obecnie tendencja ta ogarnęła również Empiki - próba odnalezienia nowości wydawniczych z "czarnej serii" Prószyńskiego wymagała przebicia się przez książki o aniołach, apokalipsie 2012 roku (mam podejrzenie, że autorom tych książek nie chodzi o mistrzostwa Euro) i tym podobnych. Budzi to we mnie sporą irytację połączoną z obawą, że jest to wynik prostego prawa rynkowego: podaży wynikającej z popytu.
Na koniec pozostaje mi pochwalić się, że z Węgier wracam z bardzo miłą pamiątką - angielskim wydaniem "O powstawaniu gatunków", kupionym za bardzo przyzwoite pieniądze na kiermaszu książek w gmachu uniwersytetu. Tekst oparty na pierwszym wydaniu. Czytałem wyrywkowo fragmenty i muszę przyznać, że jestem zaskoczony łatwością z jaką czyta się książkę. Mam nadzieję, że uda się jakoś wygospodarować czas na przeczytanie całości.