28 stycznia 2010

Wielcy przyrodnicy - Od Arystotelesa do Darwina

Pod koniec 2009 roku, nakładem PWN, w księgarniach pojawiła się książka "Wielcy przyrodnicy. Od Arystotelesa do Darwina". Przeglądając półki z literaturą popularnonaukową trudno było nie zwrócić na nią uwagi. Po pierwsze, duży format (19x25,6 cm) i objętość (304 strony). Po drugie, książka prezentuje się niesamowicie od strony wizualnej - twarda oprawa, szycie, papier rewelacyjnej jakości, no i całe mnóstwo kolorowych ilustracji, zarówno umieszczonych w tekście jak i całostronicowych. Wiedziałem, że muszę ją mieć. Cena okładkowa - 99 PLN - nieco odstrasza, ale szczęście dopisało i udało mi się znaleźć ją w antykwariacie za jedyne 46 złotych. Dziś mogę w końcu pokusić się o recenzję.

Książka jest pracą zbiorową napisaną pod redakcją niejakiego Roberta Huxley'a. Przedstawia postacie 40 najwybitniejszych przyrodników, począwszy od czasów starożytnych, a na XIX wieku skończywszy. Tutaj pozwolę sobie zacytować książkę:
W tej książce celowo ograniczyliśmy historię naturalną przede wszystkim do historii odkrycia, opisu, klasyfikacji i zrozumienia organizmów jako jednej całości. Nie zostali uwzględnieni badacze, których interesowały szczegóły wewnętrznego funkcjonowania żywych istot czy też specyficzne procesy geologiczne - chyba że ich badania miały szersze znaczenie. Z tej przyczyny pominięto wielu znakomitych autorów pionierskich prac, takich jak angielski lekarz William Harvey, który opisał krążenie krwi, czy też Louis Paster, słynny francuski mikrobiolog.
Żeby być bardziej konkretnym powiem, że w książce opisano następujących badaczy: Arystoteles, Teofrast, Pedanios Dioskurydes, Pliniusz Starszy, Leonhart Fuchs, Ulisses Aldrovandi, Andrea Cesalpino, Pierre Belon, Konrad Gessner, Nicolaus Steno, John Ray, Robert Hooke, Antony van Leeuwenhoek, Sir Hans Sloane, Maria Sibylla Merian, Mark Catesby, Karol Lineusz, Comte de Buffon, Georg Steller, Michael Adanson, Erazm Darwin, William Bartram, Joseph Banks, Johann Christian Fabricius, James Hutton, Jean-Baptiste Lamarck, Antoine-Laurent de Jussieu, Georges Cuvier, William Smith, Alexander von Humboldt, John James Audubon, William Buckland, Charles Lyell, Mary Anning, Richard Owen, Jean Louis Rodolphe Agassiz, Karol Darwin, Alfred Russel Wallace i Asa Gray. Kiedy pierwszy raz zerknąłem do spisu treści poczułem się nieswojo - pomimo kilkuletniego zainteresowania biologią, większość nazwisk była mi kompletnie obca. No cóż, gdybym wiedział wszystko, nie musiałbym czytać książek. Postacie badaczy zostały pogrupowane według okresów historycznych - od Starożytności, przez Renesans, Oświecenie, aż do XIX wieku (zgadnijcie, czemu pominięto Średniowiecze).

Jak przedstawia się zawartość merytoryczna? Książka liczy 304 strony, z czego kilkanaście odchodzi na indeks, bibliografię itp. Do tego każda epoka historyczna podsumowana jest na kilku-kilkunastu stronach. Tak więc na biografie pozostaje ok. 270 stron. Po podzieleniu tej liczby przez 39 - bo tylu przyrodników zostało opisanych - okazuje się, że na jedną osobę przypada średnio ok. 7 stron. Uwzględnijmy jeszcze liczne ilustracje, zajmujące zarówno całe strony jak i wstawione w tekst, i łatwo dochodzimy do wniosku, że od strony merytorycznej książka musi być pobieżna. Wystarczy powiedzieć, że Karolowi Darwinowi poświęcono 10 stron, a Lyellowi zaledwie cztery (a po odjęciu ilustracji, niecałe dwie i pół!). Efekt był taki, że gdy siadałem na dłużej nad książką i czytałem pięć czy sześć biografii pod rząd, to wszystkie potem zlewały się w jedno, i gdyby ktoś przepytał mnie kto czego dokonał, to miałbym spore problemy z odpowiedzią. Właściwie każdy w książce to pionier albo ojciec czegoś tam, ale jak wszyscy są wyjątkowi to w rezultacie nikt się niczym nie wyróżnia. Z drugiej strony, gdy zasiadłem do pisania tej recenzji, stwierdziłem że część nieznanych mi wcześniej nazwisk w spisie treści kojarzę z konkretnymi dokonaniami - coś mi więc z tej lektury zostało w głowie.

Jedną rzecz muszę wytknąć polskiemu wydaniu. W tekście bardzo licznie pojawiają się tytuły dzieł przyrodniczych. Pozostawiono je w oryginalnym brzmieniu - w z decydowanej większości przypadków jest to łacina, francuski lub angielski - dodając w nawiasach polskie tłumaczenie. Niestety, zabrakło konsekwencji, bo o ile początkowo wszystkie tytuły są tłumaczone, to w którymś momencie tłumaczenia znikają, a czytelnik zostaje sam na sam z francuskim bełkotem. Bardzo frustrujące.

Ciężko podsumować książkę, szczególnie w kontekście wysokiej ceny. Czy warto wydać 100 złotych na "Wielkich przyrodników"? Patrząc tylko od strony merytorycznej, raczej nie. Nie mówię, że nie warto przeczytać książki. Jest to doskonałe "streszczenie" historii badań przyrodniczych i przedstawia postacie, o których nigdzie indziej się już nie przeczyta. Jednak to nie strona merytoryczna stanowi o atrakcyjności tej pozycji, lecz jej strona wizualna. Proponuję po prostu wybranie się do empiku, obejrzenie książki na własne oczy i podjęcie samodzielnej decyzji.

20 stycznia 2010

Wieści z rynku wydawniczego

W księgarniach od kilku dni dostępna jest książka "Strzelby, zarazki, maszyny" Jareda Diamonda, wydana nakładem Prószyński i S-ka. Cena: 45 PLN, 424 strony (naprawdę imponująca cegiełka).

CiS podało informacje na temat najnowszej książki Dawkinsa "Najwspanialsze widowisko świata. Świadectwa ewolucji". Książka zostanie wydana 12 lutego. Format B5, 520 stron (+16 stron w kolorze), oprawa twarda z obwolutą. Cena adekwatna do objętości - 69 PLN.

2 stycznia 2010

Codzienne życie Stwórcy

Zastanawialiście się kiedyś jak wygląda codzienne życie Boga (tego chrześcijańskiego)? Co myślał, kiedy stwarzał świat? Co robi w wolnym czasie, którego pewnie ma sporo? Jak postrzega nasze codzienne życie? Czy ma gdzieś modlitwy wiernych? Te jakże istotne pytania - które większość teologów uznałaby za niestosowne - doczekały się odpowiedzi dzięki osobie Briana Keitha Daltona, twórcy mini-serialu "Mr. Deity", opowiadającego o codziennym życiu Boga.

Od razu trzeba zaznaczyć, że filmowa postać Stwórcy odbiega nieco od wyobrażeń biblijnych - Bóg ma iPhone'a, słucha modlitw za pomocą poczty głosowej, a w wolnym czasie grywa w golfa. Jezus też wygląda nieco inaczej niż na kościelnych wizerunkach. Bóg ma również swojego pomocnika Larry'ego - według wikipedii nie jest to jednak odpowiednik Ducha Świętego. No i jest jeszcze urocza blondynka imieniem Lucy - zdrobnienie od Lucyfer - zarządzająca piekłem. Cała czwórka zajmuje się nadzorowaniem naszego świata - sporządza listy osób, które mają iść do piekła (przypadkiem trafiają na nią Żydzi i homoseksualiści), układa przykazania, sądzi zmarłych (w roli sądzonego występuje Michael Shermer, założyciel The Skeptic Society), bądź też pozostawia wydarzenia na ziemi swojemu biegowi, powołując się na Pierwszą Dyrektywę ze Star Treka (np. zamachy na WTC albo samosądy nad grzesznikami), przekonuje Adama, że warto mieć kobietę, stwarza kobietę i robi dziesiątki innych rzeczy. Odcinki trwają po kilka minut, dlatego obejrzenie wszystkiego nie zajmuje zbyt dużo czasu. Polecam serial, bo zabawa jest naprawdę przednia. Odcinki znajdziecie na YouTube albo na oficjalnej stronie.

Avatar

Byłem w zeszłą środę w kinie na "Avatarze" Jamesa Camerona. Film - pomimo przewidywalnej od początku do końca fabuły i schematycznych postaci - jest niesamowity (tak, planuję iść na niego jeszcze raz). Następnego dnia wchodzę na Pharyngulę i okazuje się, że PZ Myers też ma coś do powiedzenia w kwestii "Avatara":
The planet Pandora is the real star, anyway, and it's inhabited by strange alien creatures that exhibit some real creativity in their design. Except, unfortunately, for the protagonist aliens, who are basically human beings stretched out to be 8 feet tall and with lovely golden Keane eyes plastered on, but otherwise follow our body plan pretty much exactly, right down to the toenails. If I saw that situation for real, I'd be an intelligent design creationist, because it's obvious that the intelligent aliens did not evolve from the animal stock on that world.
Ten podkreślony fragment bardzo mnie uspokoił. Już bałem się, że jestem totalnym świrem, kiedy oglądając film myślałem dokładnie to samo. Stworzenia zamieszkujące Pandorę mają po sześć kończyn, do tego ciekawy układ oddechowy, który zdaje się być oddzielony od układu pokarmowego (inaczej niż u np. kręgowców, które wykorzystują otwór gębowy zarówno do oddychania jak i przyjmowania pokarmu). Kosmici tymczasem są całkowicie humanoidalni - cztery kończyny, brak osobnych otworów oddechowych. I przez większość filmu mi to przeszkadzało - skoro pozostałe stworzenia pokazane w filmie są wyraźnie powiązane ze sobą ewolucyjnie, to czemu istoty inteligentne żyjące na Pandorze są kropka w kropkę zbudowani jak ludzie? No cóż, chyba za dużo wymagam od filmów, szczególnie tych z Hollywood.