26 grudnia 2009

"Nasza wewnętrzna menażeria" - Neil Shubin

Popełniłem błąd. Kiedy kilka miesięcy temu Prószyński i S-ka wydał książkę "Nasza wewnętrzna menażeria" ("Your inner fish") Neila Shubina właściwie całkowicie ją zignorowałem. No, może nie całkowicie, bo pokusiłem się o jej przejrzenie w księgarni, ale jakimś dziwnym trafem nie uznałem tej książki za godną uwagi. Refleksja przyszła podczas czytania Coyne'a (patrz poprzedni wpis), który odwoływał się właśnie do tej książki Shubina. Udałem się więc do księgarni, by po raz kolejny przejrzeć książkę i doszedłem do wniosku, że za pierwszym razem musiałem mieć chyba jakieś zaćmienie umysłowe, że uznałem ją za nieciekawą. Na szczęście jest to jeden z tych błędów, które bardzo łatwo naprawić - co też uczyniłem.

Neil Shubin jest jednym z odkrywców Tiktaalika - formy przejściowej między rybami a płazami. "Nasza wewnętrzna menażeria" została napisana po dokonaniu tego odkrycia. Książka liczy sobie niecałe 200 stron. Pomimo niewielkiej objętości autorowi udało się w niej upchnąć aż 11 rozdziałów, a także krótki wstęp, epilog, szczegółowo opisaną bibliografię, podziękowania oraz całe mnóstwo ilustracji. Książka porusza tematykę z pogranicza paleontologii, embriologii, genetyki i anatomii porównawczej. Zabrzmiało bardzo fachowo? Bez obaw, Shubin pisze przystępnym językiem i nie trzeba mieć jakiegokolwiek przygotowania teoretycznego ze wspomnianych dziedzin, żeby zrozumieć książkę. Tak właściwie to jest to bardzo ciekawe wprowadzenie do tych dziedzin (z wyjątkiem może genetyki - tutaj w sumie dobrze jest coś wiedzieć). To co najbardziej mnie uderzyło w książce to ciekawy i oryginalny dobór tematyki - właściwie cała książka pokazuje podobieństwa pomiędzy ciałem ludzi i innych zwierząt. Autor nie ogranicza się tutaj - wbrew angielskiemu tytułowi - do porównań z rybami, ale idzie dalej pokazując podobieństwa łączące nas z owadami, meduzami czy gąbkami. Trudno tu mówić o podobieństwie anatomicznym, dlatego też autor sięga do genetyki, pokazując że prostsze wersje naszych genów obecne były już u tych najprostszych zwierząt (a nawet u organizmów jednokomórkowych). Osobne rozdziały poświęcone są m.in. dłoniom, zębom, głowie, oczom, uszom, węchowi. Spory udział w książce ma też opis samego Tiktaalika oraz przebiegu wypraw, które doprowadziły do jego odkrycia. O ile opisy wypraw paleontologicznych i różnych przygód przeżytych w terenie są bardzo ciekawe, o tyle pełne emocjonalnych uniesień opisy sekcji zwłok i godzin spędzonych w prosektorium nijak do mnie nie przemawiają. Uprzedzam po prostu, że książka zawiera sporo fragmentów o charakterze pamiętnikarskim, co jednak wychodzi jej na plus (pomimo opisu sekcji :) ).

Jeśli na podstawie powyższego opisu nie jesteście pewni, czy warto czytać książkę to polecam odwiedzić oficjalną stronę internetową Tiktaalika i książki. Znajdziecie na niej liczne zdjęcia (zarówno z wypraw terenowych jak i z laboratoriów oraz muzeów), ilustracje z książki zamieszczone w formie slajdów Power Pointa, rysunki Tiktaalika, zdjęcia jego rekonstrukcji, trójwymiarowe modele znalezionych kości, opisy ekspedycji i wiele więcej. Z mojej strony to tyle.

23 grudnia 2009

"Ewolucja jest faktem" - Jerry A. Coyne

Patrząc na listę książek popularnonaukowych wydanych w ostatnim czasie na naszym rynku czuję się rozpieszczony. Oczywiście, nie mówię o totalnym zalewie rynku, bo przecież grupa docelowa takiej literatury obejmuje raczej niewielką część społeczeństwa. Tym bardziej cieszy fakt, że doczekujemy się polskich wydań książek zaledwie kilka miesięcy po ich światowej premierze. I tak na przykład "Ewolucja jest faktem" ("Why evolution is true") wydana została u nas niecałe 10 miesięcy po ukazaniu się na zachodzie. Może nie było to błyskawiczne tempo, niemniej jednak jest to szybkie wydanie, za co wydawnictwu Prószyński i S-ka należą się - po raz kolejny - słowa uznania. Książka wydana została w ramach serii "Na ścieżkach nauki", liczy sobie 304 strony i kosztuje 40 złotych.

"Ewolucja jest faktem" stanowi przegląd dowodów potwierdzających prawdziwość ewolucji. Kolejne rozdziały - jest ich dziewięć - poświęcone są różnym aspektom teorii ewolucji. Coyne omawia kolejno zapis kopalny, narządy szczątkowe i embriologię, biogeografię, dobór naturalny, dobór płciowy, specjację gatunków, a na sam koniec zostawia kwestię ewolucji człowieka. Podchodząc do nowego zagadnienia autor rozpoczyna od postawienia predykcji, do których prowadzi założenie o prawdziwości teorii ewolucji. Po dokładnym ustaleniu czego tak naprawdę powinniśmy oczekiwać przechodzi do analizy faktów, które potwierdzają doskonale to co wynika z przewidywań. Coyne jest również bezlitosny dla kreacjonistów - po opisaniu dowodów pyta jak kreacjonizm jest w stanie dany zbiór faktów wytłumaczyć. Nie jest chyba żadnym zaskoczeniem, że właściwie wszystkie zaobserwowane przez nas fakty dotyczące świata żywego nie mają najmniejszego sensu w świetle koncepcji kreacjonistycznych, które praktycznie zawsze sprowadzają się do "nieprzewidywalnych kaprysów stwórcy". Jak słusznie zauważa Coyne, wszystko wskazuje na to, że stwórca chciał, by życie wyglądało tak, jakby powstało w drodze ewolucji.

Książkę czyta się rewelacyjnie. Przystępny styl i powalająca wręcz masa ciekawych faktów nie pozwalają się nudzić. Zamieszczona na końcu książki bibliografia podzielona została na dwie części: naukową, o którą oparta została książka oraz uzupełniającą, która zawiera listę książek i artykułów popularnonaukowych umożliwiających dalsze poszerzanie swojej wiedzy. Dodatkowym plusem są, umieszczane w przypisach na dole strony, linki do stron internetowych ilustrujących omawiane zagadnienia (najczęściej jest to YouTube), aczkolwiek część z nich już jest nieaktualna (za co oczywiście nie można winić autora).

Niestety, tak jak nie ma róży bez kolców, tak i książka Coyne'a nie jest wolna od wad. Ja muszę się przyczepić do dwóch rzeczy. Po pierwsze, autor czasami upraszcza. Takie uproszczenia są w wielu miejscach korygowane przez przypisy tłumaczy. Nie są to oczywiście jakieś rażące uproszczenia, zmieniające ogólną wymowę dowodów, niemniej jednak diabeł tkwi w szczegółach i w książce, która stawia sobie za cel rzetelne przedstawienie dowodów potwierdzających ewolucję nie powinno ich być. Ja sam przyłapałem autora na uproszczeniu, które pojawiło się w dwóch miejscach książki i którego tłumacze nie skorygowali. Skorzystam więc z okazji, by to teraz zrobić. Otóż Coyne, mówiąc o zapisie kopalnym, pisze że oczekujemy chronologicznego następstwa wszelkich organizmów i form pośrednich (czyli nie oczekujemy, że królik pojawi się w warstwach prekambryjskich). Podaje liczne przykłady takich sprawdzonych przepowiedni, w tym przykład Sphecomyrma freyi - formy przejściowej między osami a współczesnymi mrówkami. Coyne pisze, że znaleziona forma przejściowa miała taki wiek jakiego oczekiwano oraz "cechy niemal idealnie pośrednie [między osami a mrówkami - dop. moje] i zgodne z entomologicznymi prognozami". Niestety, nie do końca tak było. Owszem, Sphecomyrma freyi ma cechy pośrednie między osami i mrówkami, ale jej cechy nie są do końca zgodne z tym co prognozowali entomologowie:
Sphecomyrma wykazuje większość cech, którymi na podstawie badań morfologicznych reszty Formicidae miał się charakteryzować hipotetyczny przodek mrówek. Gatunek ten różni się tylko pod jednym ważnym względem: jego pomostek jest taki, jak u mrówek, natomiast żuwaczki są podobne do żuwaczek os - są bardzo krótkie i opatrzone jedynie dwoma zębami. Spodziewaliśmy się akurat odwrotnych stosunków. Sądziliśmy, że żuwaczki, które dla robotnic mrówek są głównym narzędziem pracy i które w obrębie współczesnych Formicidae wykazują krańcową zmienność w zależności od rodzaju pożywienia, już wcześnie w procesie ewolucji grupy powinny ulec zmianie w stosunku do prymitywnego stanu, charakterystycznego dla os. [E.O.Wilson, "Społeczeństwa owadów", str. 46]
Oczywiście, jest to drobiazg i nijak nie zmienia wymowy dowodów - po prostu entomolodzy pomylili się w przewidywaniach, bo nie można przewidzieć ze 100% pewnością jak przebiegała (bądź jak będzie przebiegać) ewolucja danego gatunku. To jest jednak doskonały przykład uproszczenia szczegółów na jakie pozwala sobie Coyne. Nic poważnego, ale można było zadbać o takie drobiazgi.

Nie wiem pod czyim adresem skierować kolejny zarzut - wydawcy polskiego czy zachodniego. Książka zaopatrzona jest w liczne rysunki i zdjęcia. Niestety, większość zdjęć jest tak ciemna, że w ogóle (albo prawie w ogóle) nie widać na nich tego, co mają przedstawiać. Dobrym przykładem są tutaj prawie nieczytelne zdjęcia ze stron 66, 67 i 105. Rysunki są już lepsze, choć część z nich sprawia wrażenie nieco rozmytych i również odrobinę za ciemnych.

Podsumowując, książka jest pozycją obowiązkową dla każdej osoby zainteresowanej biologią i tematyką popularnonaukową. Dla mnie osobiście okazała się tym, czego spodziewałem się po "Ślepym zegarmistrzu" Dawkinsa. Nie ma tu żadnych mętnych rozważań o komputerowych biomorfach, żadnego "można sobie wyobrazić" - są fakty, fakty i jeszcze raz fakty. Z niecierpliwością czekam na najnowszą książkę Dawkinsa. Jej tematyka ma być dokładnie identyczna i ciekaw jestem kto wypadnie lepiej w tej "konfrontacji". Coyne ustawił poprzeczkę wysoko.

22 grudnia 2009

O rzekomym wpływie ewolucji na poglądy Hitlera, czyli garść faktów które każdy powinien znać

Jakiś czas temu PZ Myers ogłosił mini-konkurs na swoim blogu. Poprosił swoich czytelników o sformułowanie odpowiedzi na dwa pytania, a właściwie na dwa "zarzuty" wysuwane przeciwko ewolucji przez kreacjonistów. Pierwszy z nich to powtarzane jak mantra stwierdzenie, że poglądy nazistowskie wywodzą się z poglądów ewolucyjnych. Ciężko to nazwać zarzutem pod adresem teorii naukowej, to najzwyklejsze w świecie oszczerstwo. Nawet gdyby to była prawda - ale nie jest, o czym już za chwilę - to w żaden sposób nie obalałoby to twierdzeń teorii. Drugi zarzut to stwierdzenie, że procesy ewolucyjne nie mogą prowadzić do wzrostu złożoności. To już konkretny zarzut, który może być rozstrzygnięty empirycznie. I został, z korzyścią dla ewolucji, czego IDioci nie potrafią przyjąć do wiadomości. Konkurs został niedawno rozstrzygnięty. Zmotywowany najnowszym polskim wydaniem "O powstawaniu człowieka", postanowiłem przetłumaczyć zwycięską odpowiedź na pierwsze pytanie. Dalszy tekst pochodzi z Pharynguli (zachęcam do zapoznania się również z odpowiedzią na drugie z pytań).

Czy ewolucja była znaczącym i niezbędnym czynnikiem kierującym myślą nazistowską?

Nie. Po pierwsze, jak jasno wynika ze szczegółowej lektury Mein Kampf, bełkotliwe wynurzenia Hitlera na temat natury powielają dobrze znane kreacjonistyczne kaczki dziennikarskie, wliczając w to fałszywy pogląd o statyczności gatunków, a także dowodzenie przez Hitlera, że zdolne do życia i płodne hybrydy międzygatunkowe nie mogą istnieć, co zostało dobitnie obalone w następującym artykule naukowym (jednym z wielu):

Speciation By Hybridisation In Heliconius Butterflies, by Jesús Mavárez, Camilo A. Salazar, Eldredge Bermingham, Christian Salcedo, Chris D. Jiggins and Mauricio Linares, Nature, 441: 868-871 (15th June 2006)

Ponadto, najzwyklejsze przejrzenie Mein Kampf prowadzi do następującej statystki. Ilość powtórzeń poszczególnych słów kluczowych jest następująca:

"Darwin" : ZERO

"Wszechmogący" : 6

"Bóg" : 37

"Stwórca" : 8

Hitler był zainspirowany antysemickimi bredniami Lanz'a von Liebenfels, który był pozbawionym habitu mnichem i którego magnus opus nosiło tytuł "Teozologia, czyli doniesienia o sodomickich małpo-ludziach oraz boski elektron" (*) . Była to wypaczona biblijna egzegeza, przedstawiająca nową wersję Ukrzyżowania oraz zawierająca średniowieczny bestiariusz pełen wytworów bujnej wyobraźni Liebenfelsa.

Ponadto naziści umieścili podręczniki biologii ewolucyjnej na swojej liście książek o charakterze wywrotowym, które mają zostać spalone. Dobrze widać to w tym miejscu, gdzie możemy przeczytać, że w 1935 nazistowskie wytyczne dotyczące książek wywrotowych zawierały następujący punkt:

6. Schriften weltanschaulichen und lebenskundlichen Charakters, deren Inhalt die falsche naturwissenschaftliche Aufklärung eines primitiven Darwinismus und Monismus ist (Häckel).

Co w tłumaczeniu oznacza:

Pisma filozoficznej i społecznej natury, które poruszają temat fałszywych naukowych wyjaśnień prymitywnego darwinizmu i monizmu (Häckel).

Dowody są zatem jednoznaczne. Nazizm nie był inspirowany ewolucją. W gruncie rzeczy wiele prac Hitlera ma wydźwięk kreacjonistyczny. Naziści niszczyli książki poświęcone ewolucji, jako mające charakter wywrotowy (na co z pewnością miałoby ochotę wielu współczesnych kreacjonistów), a nazistowski pogląd na biosferę jest całkowicie rozbieżny z teoriami ewolucyjnymi i zawiera tak niedorzeczne poglądy jak "oczyszczenie" rasy poprzez ustanowienie monokultury co jest całkowitą antytezą koncepcji ewolucyjnych opierających się na różnorodności genetycznej.

* - w oryginale tytuł brzmi "Theozoologie oder die Kunde von den Sodoms-Äfflingen und dem Götter-Elektron". Czy ktoś może potwierdzić, że przetłumaczyłem poprawnie "Götter-Elektron" ?

Cudowne objawienie


Tak z okazji świąt, cudowne objawienie Maryi. Komentarz chyba zbędny?

16 grudnia 2009

Trzeci szympans

Postanowiłem ostatnio wykosztować się na zakup na allegro dwóch książek brakujących w mojej kolekcji. Pierwszą z nich był opisany w poprzednim wpisie "Ślepy zegarmistrz". Drugą jest "Trzeci szympans" Jareda Diamonda. Za książkę zapłaciłem więcej niż za "Ślepego zegarmistrza", ale tym razem z czystym sumieniem mogę napisać, że naprawdę było warto te pieniądze wydać.

"Trzeci szympans" to książka z pogranicza antropologii, etnografii, biologii ewolucyjnej, paleontologii, historii i językoznawstwa (i pewnie jeszcze kilku dziedzin o których zapomniałem). Diamond opisuje historię naszego gatunku - właśnie tytułowego trzeciego szympansa - od początku naszej ewolucyjnej historii (oddzielenie od linii szympansów jakieś 7 milionów lat temu). W dziewiętnastu rozdziałach porusza zagadnienia takie jak nasze podobieństwo do małp, Wielki Skok (nagłe pojawienie się kultury jakieś 40 tysięcy lat temu, a wraz z nią gwałtownego rozwoju cywilizacji ludzkich), ludzka seksualność (w tym cudzołóstwo i dobór partnerów), nasz cykl życiowy, starzenie się, sztuka, mowa i język (rozprzestrzenianie się języków po świecie oraz metody rekonstrukcji ewolucji języka), udomowienie zwierząt i roślin, ludobójstwo i wreszcie niszczenie przez nas środowiska w którym żyjemy. Przy okazji dwóch ostatnich tematów Diamond dyskutuje także nad kwestiami stosowanej przez nas etyki, pozwalającej np. usprawiedliwiać lub ignorować ludobójstwa. Trzeba przyznać, że jak na książkę liczącą "zaledwie" 500 stron tematyka jest bardzo rozległa, a do tego zdecydowana większość poruszanych zagadnień była dla mnie czymś nowym. Styl Diamonda jest bardzo przyjemny, lekki i ani przez chwilę nie pozwala się nudzić przy lekturze. Niebywała wręcz rozległość poruszanej tematyki to chyba największy atut książki. Kolejnym jest wiele ciekawych przykładów podawanych przez autora, głównie na podstawie jego własnych badań prowadzonych wśród plemion Nowej Gwinei.

"Trzeci szympans" momentami przypominał mi trochę "Regres człowieczeństwa" Konrada Lorenza, a to dlatego że autor nie kryje swojego zaniepokojenia kierunkiem w jakim zmierza nasza cywilizacji. Podobnie jak Lorenz, Diamond obawia się możliwej zagłady nuklearnej, a także zniszczenia przez nas środowiska naturalnego. O ile jednak to pierwsze zagrożenie może się w przyszłości spełnić, to w chwili obecnej się nie spełnia. To drugie natomiast - jak zauważa Diamond - spełnia się obecnie, a zniszczenie środowiska jest tak samo groźne w skutkach jak zagłada nuklearna. Cóż, przyznam że podzielam obawy autora. O ile jednak Diamond zdobywa się pod koniec książki na optymizm - podobnie zresztą jak Lorenz - o tyle ja osobiście nie widzę zbyt wielu powodów do pozytywnego patrzenia na przyszłość bioróżnorodności naszej planety.

Podobnie jak w przypadku "Ślepego zegarmistrza", książka została wydana przez PIW w 1998 (wydanie pierwsze w 1996) i szanse na jej wznowienie są właściwie zerowe (wydawca stracił prawa do tytułu o ile mi wiadomo). Allegro i antykwariaty to obecnie jedyna droga zdobycia książki. Dla mnie jednak "Trzeci szympans" okazał się być strzałem w dziesiątkę, a prawie 100 złotych wydane na książkę było jedną z bardziej udanych inwestycji książkowych w ostatnim czasie. Wydanie pierwsze można dostać już za jakieś 50 złotych. Jeśli wiec będziecie mieć okazję dorwać się do "Trzeciego szympansa", to ja z czystym sumieniem polecam.

*) Wydanie pierwsze można dostać znacznie taniej

UZUPEŁNIENIE

Pisząc recenzję wieczorem w pośpiechu zapomniałem o jednej ważnej uwadze. Otóż polski wydawca (a właściwie to chyba tłumacz - pan January Weiner) zdecydował się na bardzo dziwny i niezrozumiały dla mnie krok - usunął z książki całą oryginalną bibliografię podaną przez autora i zastąpił ją listą książek i artykułów o podobnej tematyce dostępnych na rynku polskim (autor wyraził zgodę na takie posunięcie). Argumentem było to, że podane przez autora artykuły naukowe i tak są dla większości polskich czytelników niedostępne (z czym ja się nie zgodzę - w dużych miastach każdy może skorzystać z bibliotek uczelni wyższych, które mają wykupiony dostęp do zagranicznych czasopism naukowych). W ten sposób polskiemu czytelnikowi odebrano jakąkolwiek możliwość wglądu w materiał źródłowy stosowany przez autora. Wynikowa lista polskich pozycji jest niestety dosyć uboga (w dużej mierze artykuły ze "Świata nauki"). O ile nie mam absolutnie nic przeciwko uzupełnieniu oryginalnej bibliografii listą książek dostępnych w Polsce, to chyba po raz pierwszy spotykam się z tak dziwnym posunięciem wydawcy.

13 grudnia 2009

Ślepy zegarmistrz

W 2007 roku na polskim rynku wydawniczym nastąpił istny boom na książki Richarda Dawkinsa. Na fali popularności "Boga urojonego", który narobił sporo szumu, doczekaliśmy się reedycji prawie wszystkich książek Dawkinsa wydanych wcześniej na naszym rynku. Prószyński i S-ka wznowił "Samolubny gen" (duże słowa pochwały za uaktualnienie książki do angielskiego wydania trzeciego, rozszerzonego by uczcić 30-lecie wydania książki), "Rozplatanie tęczy", "Wspinaczkę na Szczyt Nieprawdopodobieństwa" i "Fenotyp rozszerzony". CiS zafundował nam reedycję "Rzeki genów". Jedyne czego zabrakło to wznowienie "Ślepego zegarmistrza", wydanego wcześniej przez PIW (wydanie pierwsze w 1994, drugie w 1997). O ile mi wiadomo PIW utracił prawa do tego tytułu, tak więc reedycji być nie mogło. Postanowiłem w końcu wykosztować się na Allegro i kupić "Ślepego zegarmistrza" (ten, kto szukał wie, że ceny potrafią przekroczyć 100 PLN) celem uzupełnienia kolekcji.

Książka to całkiem spora cegiełka licząca sobie 500 stron. Składa się z krótkiej przedmowy i 11 rozbudowanych rozdziałów. Celem książki jest dowiedzenie słuszności ewolucji, poprzez wykazanie, że rozwiązuje ona w sposób bardzo elegancki wiele problemów biologii, które są niewyjaśnione w świetle koncepcji kreacjonistycznych. Zasiadłem do lektury niezwykle podekscytowany i... omal nie umarłem z nudów. Lista zarzutów wobec Dawkinsa będzie długa i nie wiem od czego zacząć. Po pierwsze, czytałem wcześniej wszystkie inne wydane u nas książki Dawkinsa i bardzo wiele fragmentów "Ślepego zegarmistrza" było mi znanych z innych książek. Po drugie argumentacja Dawkinsa bardzo mnie rozczarowała, głównie dlatego, że często jej po prostu brak! Ot, tak po prostu Dawkins serwuje gotowe wnioski, które czytelnik ma przyjąć na słowo. Zdarza mu się również opierać cały wywód jedynie na niezbyt przekonujących analogiach, zamiast sięgnąć do konkretnych przykładów znanych biologom. Zdarza się również, że Dawkins zapędza się za daleko w swojej retoryce. Na przykład, w przedostatnim akapicie książki autor pisze:
Niezależnie od tego, jak znikomo małe jest prawdopodobieństwo, że X powstało jednym skokiem z Y, zawsze można sobie wyobrazić nieskończenie stopniową serię stadiów pośrednich między nimi.
Niestety, przez sporą część ostatniego rozdziału Dawkins dowodził nieprawdziwości tej tezy (tzn. tego, że nie zawsze muszą pojawić się mutacje pozwalające na przejście z jednego stadium ewolucyjnego do innego, np. pozwalające na wyrośnięcie skrzydeł u świni). W tym zdaniu widać też często stosowany w "Ślepym zegarmistrzu" chwyt pt. "można sobie wyobrazić". Cóż, wyobrazić to sobie można dużo rzeczy, ale to jeszcze nie znaczy że dowodzi to ich istnienia (przypomina to trochę ontologiczny "dowód" istnienia boga). Książkę uratowały - przynajmniej w moich oczach - ostatnie cztery rozdziały z których miałem okazję dowiedzieć się trochę nowych rzeczy. Poświęcone są doborowi płciowemu, punktualizmowi (jak dla mnie chyba najciekawszy rozdział), systematyce organizmów żywych i wspomnianym już wcześniej mutacjom oraz dziedziczeniu cech nabytych.

Podsumowując, książka jako całość mnie rozczarowała. Fatalna argumentacja, powtórzenia z innych książek (tak właściwie to te inne książki powtarzają "Ślepego zegarmistrza", bo były napisane później), banalność poruszanych zagadnień - to wszystko sprawia, że raczej nie warto wydawać kosmicznych kwot pieniędzy na kupno książki na Allegro. Na szczęście cztery ostatnie rozdziały sprawiają, że nie mam o niej jednoznacznie negatywnej opinii, a czas nad nią spędzony nie wydaje się całkowicie zmarnowany. Spodziewałem się jednak o wiele więcej, szczególnie że "Ślepy zegarmistrz" jest niezwykle często cytowany w wielu książkach poświęconych biologii ewolucyjnej. Nie ukrywam, że przed polską premierą najnowszej książki Dawkinsa, "Ślepy zegarmistrz" wzbudził we mnie obawy. Mam nadzieję, że w "The Greatest Show on Earth" Dawkins zaprezentuje konkretną argumentację i więcej oryginalnego tekstu, bo jeśli po raz kolejny będę musiał czytać te same przykłady i metafory to chyba zanudzę się na śmierć. Na koniec zamieszczam link do bardziej obszernej, wnikliwej i bardziej krytycznej recenzji "Ślepego zegarmistrza". Niestety, większość zarzutów stawianych przez jej autora jest słuszna.

12 grudnia 2009

Przegląd nowości i zapowiedzi wydawniczych

Niestety brakuje mi ostatnio czasu na prowadzenie bloga. Skutkuje to zaległościami we wpisach - aktualnie na recenzję czekają, przeczytane niedawno, "Ślepy zegarmistrz" Dawkinsa i "Trzeci szympans" Jareda Diamonda. Na szczęście mam chwilę na krótki przegląd tego co ostatnio dzieje się na rynku wydawniczym - a dzieje się sporo.

Prószyński i S-ka wydał, w ramach tzw. czarnej serii, "Why evolution is true?" Jerry'ego A. Coyne'a. Polski tytuł to "Ewolucja jest faktem". Jestem po dwóch pierwszy rozdziałach, więc póki co wstrzymuję się z wyrokowaniem co do całości książki. Niemniej jednak dla osób zainteresowanych ewolucją jest to jedna z dwóch najważniejszych książek napisanych w tym roku. Cena: 39.90, ilość stron: 304.

Wydawnictwo Jirafa Roja uraczyło nas reedycją "O pochodzeniu człowieka" Karola Darwina. Wydanie ma ten sam format i szatę graficzną co wcześniejsze wydanie "O powstawaniu gatunków" z tego wydawnictwa. Podobnie jak poprzednio brak jest jakiegokolwiek komentarza naukowego. Mam nadzieję, że pod względem korekty książka prezentuje się lepiej, niż wołające o pomstę wydanie "O powstawaniu..." (przeglądając książkę w Empiku wyłapałem literówkę w spisie treści, co nie wróży najlepiej). No i spójrzcie jak wydawnictwo "reklamuje" książkę:
(...) Zawarty w tej opublikowanej w 1871 roku rozprawie determinizm ewolucyjny oraz obraz bezwzględnej walki o byt posłużył wprawdzie niejednemu przywódcy państw totalitarnych, zwłaszcza Hitlerowi, do usprawiedliwiania zbrodniczych poczynań, ale Darwin był przede wszystkim uczonym, który, posługując się aparatem badawczym dostępnym dziewiętnastowiecznemu przyrodnikowi, sformułował szereg wniosków o charakterze rewolucyjnym, podobnie jak rewolucjonistą był Kopernik, ogłaszając swoją teorię heliocentryczną. Czy jednak sugestywne argumenty Darwina mają wartość żelaznych dowodów? Na ten temat Czytelnik musi wyrobić sobie własne zdanie.
Może to i lepiej, że nie zabrali się za pisanie komentarza naukowego do książki, bo po takim opisie to ręce opadają. Cena: 29.90, ilość stron: 250.

Wczoraj wypatrzyłem w Empiku, wydaną przez PWN, książkę "Wielcy przyrodnicy" opisującą postacie 40 największych przyrodników, począwszy od starożytności, poprzez renesans, oświecenie aż do końca XIX wieku. Jest więc Darwin (Karol, jak i Erazm), Lamarck, Asa Gray, Cuvier czy Lineusz. Pod względem wydania książka powala na kolana - fenomenalnej jakości papier (nie kredowy!) i mnóstwo kolorowych ilustracji zaczerpniętych w dużej mierze ze zbiorów londyńskiego Muzeum Historii Naturalnej. Pod względem merytorycznym wypowiem się dopiero po przeczytaniu, ale już dla samych ilustracji warto mieć tą książkę. Cena: 99.00, a więc nie ukrywajmy drogo. Udało mi się jednak dostać ją w antykwariacie za 46, także wystarczy dobrze poszukać. Ilość stron: 304. Twarda oprawa.

W połowie stycznia Prószyński i S-ka wyda "Strzelby, zarazki, maszyny. Losy ludzkich społeczeństw" Jareda Diamonda. Po lekturze "Trzecie szympansa" już nie mogę się doczekać kolejnej książki tego autora. Planowana cena: 45,00 (dużo, ale można to usprawiedliwić objętością - 424 strony).

No i cały czas czekamy na "The Greatest Show on Earth: The Evidence for Evolution", najnowszą książkę Richarda Dawkinsa zapowiedzianą przez CiS. To jest ta druga najważniejsza tegoroczna książka dla fanów ewolucji. Cena nieznana, ilość stron nieznana, data wydania nieznana. Pozostaje czekać, albo sprowadzać.

15 listopada 2009

The Selfish Green

Za sprawą bloga Atheist Movies dotarłem do kolejnego ciekawego dokumentu wyemitowanego przez czwarty kanał telewizji BBC. "The Selfish Green" - bo o nim tu mowa - stanowi zapis debaty z 2005 roku poświęconej ochronie środowiska. Wzięli w niej udział Jane Goodall (wieloletnia badaczka szympansów), Sir David Attenborough (chyba nie muszę przedstawiać?), Richard Leakey (jeden z najbardziej znanych antropologów) oraz Richard Dawkins. Przyznam, że pomimo mojej sympatii do Dawkinsa, wydawał mi się on początkowo nie pasować do tego grona i uznałem, że zamiast niego chętniej zobaczyłbym E.O.Wilsona. Okazało się jednak, że byłem w błędzie - Dawkins wniósł bardzo dużo do dyskusji. Jej kluczowym tematem było pytanie co należy zrobić, żeby zapobiec katastrofie środowiska naturalnego, która właśnie ma miejsce. Odpowiedzią, która przewijała się chyba najczęściej była ludzka bieda. Zgodność dyskutantów była duża - trzeba pomóc najuboższym z krajów Trzeciego Świata, bo człowiek który umiera z głodu nie zastanawia się czy zwierzę które akurat zabija jest pod ochroną czy nie. No i trzeba obniżyć standard życia w krajach zachodnich (mowa głównie o USA, chociaż my, europejczycy, też nie jesteśmy pod tym względem idealni) - Ziemia po prostu nie ma tylu zasobów, żeby zapewnić wszystkim zachodni standard życia. Ciekawe, że przy takich dyskusjach właściwie nie mówi się o ścisłej kontroli urodzin jako rozwiązaniu problemu przeludnienia. Owszem, jest to rozwiązanie które zdecydowanej większości ludzi wydaje się niehumanitarne i kojarzy się z Chinami, ale chyba lepiej ograniczyć rozmiar populacji przez kontrolę urodzeń niż przez śmierć głodową. W tej kwestii ciekawe rozwiązanie podała Jane Goodall - edukacja kobiet. Pomysł wynika z obserwacji, że w miarę wzrostu wykształcenia kobiet, maleje ilość dzieci w rodzinie. Cóż, nie jestem pewien czy pomysł ten da się wprowadzić w życie dostatecznie szybko, ale myślę że mógłby się sprawdzić (patrząc na kraje wysoko rozwinięte, gdzie przyrost naturalny bywa ujemny można śmiało stwierdzić, że pomysł wydaje się działać).



Jedyne co mnie denerwowało w "The Selfish Green" to osoba prowadzącego dyskusję. Zwracając się do Dawkinsa ciągle mówił o tym jakie to samolubne są nasze geny i jak ślepi jesteśmy my jako ich marionetki. Kojarzy mi się z to z tymi najgłupszymi zarzutami wysuwanymi pod kątem "Samolubnego genu", wynikającymi z totalnego niezrozumienia przesłania książki i dosłownego traktowania metafor. Tym bardziej podziwiam Dawkinsa, który tłumaczył wszystko na spokojnie od podstaw, chociaż pewnie powtarzał to już setki razy przez ostatnie 33 lata. Nie zmienia to jednak faktu, że "The Selfish Green" jest dobrą okazją do wysłuchania czterech wybitnych postaci świata nauki i ochrony przyrody. Jeśli macie 50 minut wolnego czasu, to jak najbardziej polecam.

14 listopada 2009

Głupia ankieta

PZ Myers, prowadzący Pharyngulę słynie m.in. z tego, że z pomocą swoich czytelników radykalnie odmienia wyniki ankiet internetowych. Ot, wystarczy że poda na swoim blogu linka do jakiejś kretyńsko głupiej ankiety (np. "Czy ateiści mają prawo do wywieszania bilbordów promujących ich światopogląd?"), a wielotysięczna rzesza czytelników bierze się do głosowania. Pozazdrościłem Myersowi. Zobaczymy jak wam pójdzie głosowanie w ankiecie:
Czy człowiek pochodzi od małpy?
  • TAK (29%)
  • NIE (66%)
  • Nie wiem (5%)
Ten wynik ewidentnie trzeba zmienić. Pomożecie?

11 listopada 2009

The Enemies of Reason

W styczniu 2006 roku angielska telewizja Channel 4 wyemitowała dwuodcinkowy serial dokumentalny Richarda Dawkinsa pt. "Root of All Evil?" ("Źródło wszelkiego zła?"). Emisja serialu poprzedziła wydanie książki "Bóg urojony", która szeroko omawiała tematy wstępnie poruszone w filmie. Korzystają z okazji wspomnę, że narzucony przez telewizję tytuł - nie ukrywajmy, że prowokacyjny - nie podoba się Dawkinsowi i jedyne co udało mu się wywalczyć to dodanie w nim znaku zapytania. Dzisiejszy wpis poświęcony będzie kolejnemu dwuodcinkowemu dokumentowi stworzonemu przez Dawkinsa. "The Enemies of Reason" ("Wrogowie rozsądku"), stanowiącemu luźną kontynuację "Root of All Evil?" i wyemitowanemu w drugiej połowie 2007 roku.

Pierwszy odcinek, zatytułowany "Slaves to Superstition" ("Niewolnicy zabobonów") traktuje dosyć ogólnie o wszelkich zjawiskach nadnaturalnych typu wróżenie z kart, astrologia, media psychiczne, radiestezja itp. Drugi z odcinków - "The Irrational Helath Service" ("Irracjonalna służba zdrowia" - wbrew pozorom nie chodzi tu o polską służbę zdrowia) - skupia się na homeopatii oraz medycynie alternatywnej. W obu odcinkach Dawkins rozmawia z różnymi szarlatanami, bezlitośnie piętnując ich jako oszustów żerujących na ludzkiej naiwności i obnażając stosowane przez nich metody (np. cold reading). W drugim odcinku mocno dostaje się homeopatom, którzy naciągają pacjentów na lekarstwa tak rozcieńczone, że stanowią praktycznie czystą wodę (tzn. zawierają średnio jedną cząsteczkę substancji aktywnej na buteleczkę).

Ogólnie dokument ogląda się przyjemnie, jednak nie jest on jakoś niesamowicie rewelacyjny. Stanowi dobrą okazję do pośmiania się z bzdur w które ludzie naprawdę wierzą. No i do refleksji, jak tak wiele osób może nabierać się na tak oczywiste oszustwa (choć osobiście rozumiem np. ludzi, którzy stracili kogoś bliskiego i szukają pocieszenia u medium, które "wejdzie w kontakt" z ich bliską osobą i powie im że u niej wszystko dobrze). Film momentami wydawał mi się trochę przedramatyzowany. Potem jednak przeczytałem na Pharynguli, że w USA modlitwa ma zostać wpisana na listę świadczeń medycznych (co oznacza, że osoby i instytucje świadczące taką "usługę" będą otrzymywać za nią pieniądze tak jak szpitale wykonujące operacje), co pokazuje że Dawkins chyba aż tak bardzo nie przesadza obwieszczając, że nauka i zdrowy rozsądek są w dzisiejszych czasach w odwrocie. Na poparcie tego twierdzenia przytacza liczby pokazujące jak w ciągu kilkudziesięciu lat spadło zainteresowanie studiowaniem nauk ścisłych. Smutne to, ale jest spora szansa, że film Dawkinsa niektórym osobom otworzy oczy. Jeśli macie półtorej godziny wolnego czasu z którym nie ma co zrobić, to możecie śmiało obejrzeć "Enemies of Reason". Z drugiej strony, niewiele tracicie odpuszczając sobie ten film.

8 listopada 2009

"Man from Earth", czyli intelektualna uczta

Chyba nie wspominałem jeszcze na blogu, że - oprócz zainteresowań naukowych - jestem fanem fantastyki naukowej, w szczególności tego jej rodzaju, który wykorzystuje fantastyczną otoczkę do stawiania pytań o człowieka i zmusza do myślenia. Na pierwszym miejscu jest tutaj oczywiście Stanisław Lem, ale lubię też Strugackich oraz "Diunę" Franka Herberta. Nie pogardzę też dobrym kinem fantastycznym, takim jak "Odyseja kosmiczna" Kubricka. Niestety, o dobry film science fiction ostatnimi czasy naprawdę trudno. Tym bardziej zaskoczył mnie fakt obejrzenia dwóch dobrych filmów fantastycznych w ciągu zaledwie trzech dni. Pierwszy z nich to, wyraźnie inspirowany Kubrickiem, "Moon". Drugi okazał się jednak filmem niezwykłym, czymś z czym do tej pory nigdy się nie zetknąłem, a jego tematyka jest na tyle bliska tematyce mojego bloga, że zasługuje on na poświęcenie mu całego wpisu.

Film o którym mówię to "Man from Earth". Napisałem, że jest to film science fiction, jednak takie zaszufladkowanie daje bardzo mylne wyobrażenie o tym czego można się spodziewać. Od razu mówię, że cały film to rozmowa pomiędzy grupką znajomych, a akcja rozgrywa się we wnętrzu niewielkiego domku. Film rozpoczyna się w momencie kiedy główny bohater John pakuje swoje rzeczy na samochód i zamierza odjechać. Zjawiają się jednak jego znajomi i już po początkowej wymianie zdań dowiadujemy się, że John jest profesorem na uniwersytecie, jednak z nieznanego powodu porzucił stanowisko po 10 latach pracy i chce wyjechać w nieznane miejsce. Jego przyjaciele z uniwersytetu - wykładowcy biologii, antropologii, archeologii, historii - postanawiają urządzić przyjęcie pożegnalne. No i oczywiście próbują wyciągnąć z Johna powód jego nagłej rezygnacji. Ku zaskoczeniu wszystkich John wyznaje wszystkim, że jest jaskiniowcem, człowiekiem z Cro-Magnon który przeżył do naszych czasów (czyli 14000 lat). Oczywiście nikt z jego znajomych nie traktuje tego poważnie. Rozmowa rozkręca się. Niektórzy dają się ponieść opowieści, niektórzy oburzają się na Johna za strojenie sobie głupich żartów albo podejrzewają go o chorobę psychiczną. Historia Johna okazuje się być niezwykle spójna, a grono słuchaczy bynajmniej nie jest naiwne.

Po takim opisie fabuły można zastanawiać się, czy zaszufladkowanie "Man from Earth" do gatunku s-f jest słuszne. Tak naprawdę ta drobna iskierka fikcji naukowej - możliwość przeżycia przez jednego człowieka 14000 lat - staje się zalążkiem dyskusji filozoficznej pomiędzy zgromadzonymi. Ciągle nie wiadomo czy to co mówi John jest prawdą, czy też żartuje on sobie ze swych przyjaciół (dodam, że końcówka filmu daje odpowiedź na to pytanie, ale oczywiście nie zamierzam jej tutaj zdradzać). To co jednak jest najpiękniejsze w tym filmie to to, że ten niezwykły eksperyment myślowy wciąga już od samego początku, kiedy John opisuje swoje wędrówki poprzez bezkresne równiny późnego paleolitu, życie w pierwszych osadach czy starożytne cywilizacje. Dla bystrych rozmówców staje się to okazją do stawiania trudnych pytań, rozważania zagadnień natury filozoficznej, a także do wyciągania wielu zaskakujących wniosków dotyczących Johna, które jeszcze bardziej wciągają widza w całą opowieść.

Rzadko który film sprawia, że myślę o tym co zostało w nim powiedziane jeszcze przez długi czas po zakończeniu seansu. "Man form Earth" okazał się być takim właśnie filmem - niezwykłym, wciągającym i zmuszającym do myślenia. Jest to film niezależny, z małym budżetem ("zaledwie" 200 tysięcy dolarów), który dotarł do dużej liczby ludzi dzięki nielegalnemu rozpowszechnianiu w sieci BitTorrent. W ten sposób jednak dotarł do znacznie większej liczby odbiorców, niż mogli spodziewać się twórcy i zyskał duże uznanie wśród ruchu wolnomyślicieli. Producent filmu publicznie podziękował za to, że film został rozpowszechniony w ten sposób, dlatego z czystym sumieniem podaję wam tego oto linka do Atheist Movies, pod którym możecie ściągnąć film. Niezwykłe jest również to, że autor scenariusza - Jerome Bixby - stworzył go na początku lat 60-tych XX wieku, a dokończył w 1998 na łożu śmierci. Okoliczności powstania filmu równie niezwykłe co sam film. "Man from Earth" to pozycja obowiązkowa dla każdego intelektualisty i gorąco zachęcam do jego obejrzenia.

4 listopada 2009

O krok do przodu

Wczoraj onet doniósł: Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu przyznał 5 tysięcy euro odszkodowania za straty moralne Włoszce, której dzieci musiały chodzić do szkoły w której wiszą krzyże w klasach. Kobieta wpierw prosiła o usunięcie krzyży dyrekcję szkoły, potem walczyła we włoskich sądach i dopiero przez Trybunałem udało się jej wygrać. Przyznam, że kiedy to przeczytałem nie mogłem uwierzyć. Wydaje się to zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Tak, czekam na dzień w którym krzyże znikną z urzędów, szkół i wszelkich innych instytucji państwowych. Wolałbym jednak, aby ta zmiana nie odbyła się poprzez wyroki sądowe. Chciałbym, aby katolicy uświadomili sobie, że wywieszanie symbolu ich wiary w instytucjach państwowych jest po prostu złe i niewłaściwe i może przeszkadzać innym. Z tym niestety jest dosyć ciężko w naszym kraju. Przypomina mi się sytuacja z moich studiów. Otóż któregoś dnia w głównej auli wykładowej mojego wydziału pojawił się krzyż. Na forum internetowym wydziału rozgorzała dyskusja, która podzieliła studentów (mniej więcej połowa osób popierała inicjatywę, druga połowa była jej przeciwna). Smutny wniosek jaki z niej wyciągnąłem - spora część osób wierzących po prostu nie potrafi zrozumieć, że krzyż może przeszkadzać niewierzącym (godnym odnotowania faktem jest to, że również część osób wierzących uznała powieszenie krzyża w auli za niestosowne). Co więcej, głównym argumentem tych osób było stwierdzenie, że zdjęcie krzyża będzie ograniczeniem ich wolności wyznania. Szczyt hipokryzji.

30 października 2009

Creation

24 listopada czeka nas 150-ta rocznica pierwszego wydania "O powstawaniu gatunków". Zamknie ona tym samym obchody roku Darwina, które tak naprawdę trwały już od lipca 2008. W tym czasie na całym świecie pojawił się wysyp filmów dokumentalnych, książek, wykładów i innych imprez towarzyszących mających uczcić dwie okrągłe rocznice związane z Darwinem (ta druga to oczywiście dwusetna rocznica urodzin). Czeka nas jednak jeszcze jedna bardzo miła rzecz. Na początku września na ekrany kin wszedł film "Creation" będący fabularyzowaną biografią Karola Darwina. Mówię tu o kinach zachodnich, bo na naszym podwórku filmu póki co nie widać. Z filmem wiąże się jednak pewna dość dziwna (?) sytuacja. Film znalazł dystrybutorów właściwie wszędzie na świecie. Początkowo wyglądało jednak na to, że nie będzie wyświetlany w... Stanach Zjednoczonych! Żaden dystrybutor ze Stanów nie chciał się podjąć wprowadzenia "Creation" na ekrany kin, ponieważ poruszany w nim temat ewolucji jest w USA bardzo kontrowersyjny. Nie, nie żartuję. Niestety. To chyba niezły miernik publicznego postrzegania nauki w Stanach. W takich momentach uświadamiam sobie prawdziwe zagrożenie płynące ze strony fundamentalizmu religijnego. Mam jednak nadzieję, że w naszym kraju uda się go stłumić w zarodku. Na szczęście cała historia ze Stanami zakończyła się dobrze. Dystrybutorem filmu zostało Newmarket Films, które planuje wprowadzenie filmu do amerykańskich kin w grudniu. Ja czekam gorąco na polską premierę.

18 sierpnia 2009

Wzloty głupoty, czyli pamiątka z Wrocławia

Pojechałem na dwa dni do Wrocławia, żeby trochę pozwiedzać miasto. Głównym punktem programu było odwiedzenie ZOO, a także ogrodu japońskiego i ogrodu botanicznego. Wszystkie one są fantastyczne i każdemu kto będzie miał okazję gorąco polecam (szczególnie ogród botaniczny przypadł mi do gustu). No i oczywiście nie sposób zwiedzać Wrocławia bez obejrzenia Starego Miasta i jego licznych zabytków, w tym licznych katedr i kościołów. Tutaj wtrącę, że choć mój stosunek do religii jest bardzo negatywny, to zachwyca mnie dawna architektura sakralna. Tak właściwie to zachwyca mnie dawna architektura, a że w dawnych czasach cała sztuka koncentrowała się ona wokół religii to większość zabytków z tego okresu stanowią kościoły. W jednym z kościołów na Ostrowie Tumskim natknąłem się na prawdziwą "perełkę". W przedsionku kościoła wisi taki oto plakat:
Jak to zobaczyłem to mi szczęka opadła (dodam, że w kościele na ławach rozłożone były ulotki Ligi Polskich Rodzin). To może na początek zacytują Wikipedię:
Bałwochwalstwo, idolatria (gr. eidolon - obraz lub posąg, latreia - kult) - grzech w religiach abrahamowych polegający na oddawaniu czci przedmiotom i ludziom jako bóstwu.

W chrześcijaństwie bałwochwalstwo obejmuje wszelkie formy otaczania czcią, poświęcania uwagi przedmiotom kultu a także ludziom-idolom. Bałwochwalstwem jest poświęcanie nadmiernej uwagi czemukolwiek i komukolwiek, co ograbia chrześcijanina z czasu jaki powinien poświęcić na oddawanie czci Bogu. Oddawanie jednocześnie czci obcym bogom, innym niż głosi tradycja apostolska i Biblia.
Według plakatu przejawami bałwochwalstwa są Harry Potter, tatuaże, hipnoza, kursy szybkiego uczenia, joga, wschodnie sztuki walki i techno! Ręce opadają. No dobrze, rozumiem tego Harry'ego Pottera. W końcu Daniel Radcliffe przyznał, że jest ateistą i że bardzo szanuje Richarda Dawkinsa:
I'm an atheist, but I'm very relaxed about it. I don't preach my atheism, but I have a huge amount of respect for people like Richard Dawkins who do. Anything he does on television, I will watch.
A co z resztą pozycji na tej liście? Jeśli ktoś jest zainteresowany, to może poczytać sobie politowania godne artykuły w internecie. Pozwólcie, że zacytuję jeden fragment artykułu poświęconego homeopatii:
Jednym z filarów w reklamie homeopatii jest brak skutków ubocznych. Jednak nie jest to cała prawda, one występują tylko są innej natury. U osób, które przez dłuższy czas zażywały środki homeopatyczne pojawiają się trudności w sferze duchowej. Ostatnie badania jakie przeprowadził ks. prof. Nowosielski wskazują, iż osoby zażywające preparaty homeopatyczne wykazują nieufność do Boga Ojca.

Egzorcyści potwierdzają, że w swojej praktyce spotkali się ze zniewoleniem, u którego źródeł była homeopatia. Wydaje się to niewiarygodne ale czyż nie dzieje się tu podobnie jak przypadku alkoholizmu, który rozpoczyna się od niewinnego piwa, a narkomania od „trawki”. Na podstawie obserwacji można z całą pewnością stwierdzić, że skuteczna czy nieskuteczna homeopatia zawsze niesie ze sobą problemy takie jak oschłość duchowa, brak radości i pokoju, zaburzenia psychiczne, depresje, brak poczucia sensu życia, nieuzasadniony niepokój, zniechęcenie, opór przed modlitwą.

Niejednokrotnie prowadziłam dyskusje z osobami bardzo wierzącymi, które za nic nie chciały pozbyć się swoich fiolek z granulkami, jak gdyby od nich zależało ich życie. Jeżeli wiemy, że te leki szkodzą naszej duszy, naszej relacji z Bogiem jest to wystarczający powód aby je odrzucić. Jestem przekonana, że jeżeli ze względu na Boga pozbędziemy się ich ze swojej apteczki, Bóg wynagrodzi ten wybór.
Aż ciężko uwierzyć, że żyjemy w XXI wieku.

30 lipca 2009

Jaszczurki z piekła chcą nam WPROWADZIĆ CHIPY!

Dziś w skrzynce pocztowej (zwykłej, nie elektronicznej) znalazłem następującą ulotkę:


Co to ma być? W pierwszej chwili myślałem, że scjentologia, ale chyba nie. Po krótkich poszukiwaniach w internecie trafiłem na artykuł sprzed kilku miesięcy dotyczący tej sekty. Niestety szykuję się do wyjazdu i nie mam czasu na rozpisywanie się, ale jedną rzecz muszę skomentować.
Ich przekaz na pewno nie trafi do ludzi w dobrym stanie psychicznym, ale do osób, których światopogląd wykracza poza rzeczywistość, które nie potrafią zweryfikować tego, co jest prawdą, a co nie.
Niewątpliwie prawda. Szczytem ironii jest jednak fakt, że słowa te padają z ust księdza!

Powyższa ulotka, poza poprawieniem mi humoru na cały dzień (głównie przez dosyć toporną polszczyznę), skłoniła mnie do refleksji na temat tego jak łatwo ludzie wierzą w różne kretynizmy. Smutne to, ale widać takimi już nas ewolucja ukształtowała.

PS. Ten cały Astar Seran ma nawet swój profil na Facebooku.

23 lipca 2009

Darwin - żywot uczonego

Jakiś rok temu, po lekturze "O powstawaniu gatunków" z wydawnictwa Jirafa Roja, byłem mało zachwycony. Jednym z moich licznych zarzutów w stronę tego wydania był brak jakiegokolwiek komentarza naukowego. Nie było też żadnych informacji na temat samego uczonego (krótkiej noty na odwrocie książki nie liczę). Ten ostatni problem rozwiązała biografia Karola Darwina autorstwa Janet Browne. Książka była niezwykle ciekawa i wciągająca, doskonale przybliżała sylwetkę uczonego i ducha czasów w których żył. Była jednak dosyć krótka i pomimo zaspokojenia mojego niedosytu wiedzy, trudno jest uznać ją za wyczerpującą. Ostatnio postanowiłem uzupełnić moją widzę o Karolu Darwinie obszerniejszą biografią. Sięgnąłem po pozycję "Darwin. Żywot uczonego" autorstwa Michaela White'a i Johna Gribbina, wydaną na naszym rynku przez Prószyński i S-ka w 1998 roku.

Książka jest znacznie obszerniejsza od biografii autorstwa Janet Browne, choć na pierwszy rzut oka nie widać tego aż tak bardzo. Dopiero po uważniejszym przyjrzeniu się widać większy format, znacznie większą ilość tekstu na stronie no i przede wszystkim znacznie większą ilość stron - 340 (u pani Browne tylko 165, z czego 20 odpada na indeks itp.). Miejsca starczyło na 14 rozdziałów, dwa krótkie aneksy i bardzo solidnie opracowany indeks (u wydawnictwa Prószyński i S-ka to norma - duży plus za to). Autorzy podeszli do biografii niezwykle rzetelnie. Opisują nie tylko życie Darwina, jego dzieciństwo, podróż na Beagle, pracę naukową, codzienne zwyczaje, życie rodzinne i towarzyskie. Prezentują również historię poglądów ewolucyjnych przed Darwinem jak i po nim (każde z tych zagadnień to osobny rozdział). Dzięki temu czytelnik ma całościowy obraz zarówno epoki jak i sylwetki uczonego. Książka poza wymienionymi zaletami ma jeszcze dwie, bardzo istotne. Po pierwsze czyta się ją z zapartym tchem, jak doskonałą książkę fabularną. Po drugie widać, że autorzy są pasjonatami ewolucji i przeciwnikami wszelkiej pseudonauki, kreacjonizmu itp. Po prostu czułem, że są to ludzie, którzy myślą tak jak ja.

Te wszystkie plusy książki prowadzą do pewnej wady - książka po prostu zbyt szybko się kończy! Paradoksalnie, pomimo wyczerpującego potraktowania tematu po jej przeczytaniu odczuwam znacznie większy niedosyt niż po lekturze książki Browne. To jednak świadczy o tym, że White i Gribbin napisali doskonałą biografię Darwina, która wciąga i po którą może sięgnąć dosłownie każdy, co też wszystkim polecam. Niestety, książka obecnie dostępna tylko w antykwariatach i na Allegro.

9 lipca 2009

Nauka a kreacjonizm: Włącz swoją inteligencję

W 2007 roku, a więc względnie niedawno na polskim rynku nakładem CiS ukazała się książka "Nauka a kreacjonizm: o naukowych uproszczeniach teorii inteligentnego projektu" (w oryginale: "Intelligent Thought: Science Versus the Intelligent Design Movement") będąca zbiorem szesnastu esejów pod redakcją Johna Brockmana. Książkę tą omijałem szerokim łukiem. Powód? Ależ proszę bardzo: kreacjonizm to totalny absurd, teoria inteligentnego projektu to kreacjonizm w przebraniu, po co więc poświęcać czas na czytanie krytyki koncepcji o której i tak nie da się niczego pozytywnego napisać? Ostatnio jednak zmieniłem zdanie i uznałem, że może jednak warto dowiedzieć się co na temat ID mają do powiedzenia współcześni naukowcy. Wśród autorów esejów znajdują się m.in. Jerry A. Coyle, Daniel C. Dennett, Richard Dawkins, Steven Pinker czy Lee Smolin. Reszta nazwisk jest mi obca - z reguły są to profesorowie z amerykańskich uniwersytetów, będący przy okazji autorami książek popularnonaukowych. Pełna lista autorów dostępna jest na stronie CiS.

Jak więc prezentuje się książka? Po pierwsze nie do końca byłem pewien czego właściwie od książki oczekuję. Może to i lepiej, bo nie mając sprecyzowanych oczekiwań miałem mniejsze szanse na rozczarowanie. Przede wszystkim książka jest pisana - jak już wspomniałem - przez amerykanów i odnosi się do amerykańskich realiów. Osoby śledzące działania kreacjonistów w Ameryce wiedzą, że sytuacja wygląda niewesoło (w tym miejscu pragnę przypomnieć jeden z niedawnych wpisów, poświęcony Expelled). Co rusz słychać o kolejnych legislacyjnych próbach wprowadzenia ID na lekcjach biologii. Na szczęście z reguły są to próby nieudane, ale ilość takich inicjatyw jest zatrważająca. Jeszcze straszniejsze jest to, że ruch ID ma bardzo duże szanse na przekonanie do siebie sporej części niezbyt dobrze wykształconego amerykańskiego społeczeństwa. To właśnie te zagrożenia stanowiły impuls do powstania omawianej książki.

Eseje umieszczone w "Nauka a kreacjonizm" trzymają różny poziom. Niektóre niezwykle wciągają, inne można skwitować wzruszeniem ramion (rozczarował mnie Dawkins, którego esej obraca się wokół jednego argumentu przeciw ID: kto zaprojektował projektanta?). Tak naprawdę to tematyka samych esejów jest bardzo rozległa: niektóre skupiają się na wykazywaniu nienaukowości ID (np. bardzo dobry esej Dennetta), inne nie wspominają o ID ani słowem, a zamiast tego skupiają się na dowodach ewolucji (świetne eseje Tima D. White'a o ewolucji człowieka i Neila H. Shubina o przejściu ewolucyjnym od ryb do zwierząt lądowych). Niestety, jak dla mnie całość jest trochę chaotyczna. W jednym momencie czytam o ewolucji moralności, by za chwilę przeskoczyć na kosmologię. Po przeczytaniu esejów uświadomiłem sobie, czego podświadomie oczekiwałem od książki: pewnego rodzaju wsparcia merytorycznego w dyskusji ze zwolennikami kreacjonizmu bądź poglądów, że Kościół wspiera ewolucję. Z tego zadania książka wywiązuje się w ograniczonym zakresie. Najbardziej przydatny pod tym względem jest aneks do książki zawierający fragment uzasadnienia orzeczenia amerykańskiego sądu okręgowego środkowego Okręgu Pensylwanii w sprawie Kitzmiller vs. Dover (była to sprawa wytoczona Dover Area School Distrcit po tym jak rada szkolna w Dover wprowadziła ID do programu nauczania). Fragment orzeczenia streszcza przebieg procesu, zeznania biegłych (m.in. kompromitujące zeznania profesora Behe, będącego jednym z głównych promotorów ID) i stanowi skondensowaną dawkę świadectw i argumentów przeciwko ID.

Duży plus należy się wydawnictwu CiS za posłowie do polskiego wydania. Poświęcone jest ono wypowiedzi wiceministra edukacji Mirosława Orzechowskiego, który w październiku 2006 stwierdził m.in. że
"Teoria ewolucji to kłamstwo. Mam przekonanie, że to pomyłka, którą zalegalizowano jako obowiązującą prawdę. Dla mnie to opowieść o charakterze literackim, mogłaby np. stać się kanwą filmu science fiction. "
Wypowiedź ta odbiła się dużym echem w kraju (i niewielkim za granicą, chociaż komentowało ją nawet "Nature"). Posłowie przytacza listy protestacyjne wystosowane przez instytucje naukowe i/lub kościelne w sprawie wypowiedzi ministra. W momencie wydawania książki była to sprawa dosyć świeża. Na szczęście mamy już za sobą czasy kiedy ignoranci z LPR piastowali stanowiska w Ministerstwie Edukacji.

Dla porządku dodam, że polskie wydanie trzyma standardy CiSu. Twarda okładka, dobry papier (przynajmniej ja bardzo taki lubię), solidne tłumaczenie opatrzone dodatkowo przypisami. Na minus kilka literówek i koszmarna okładka (wygląda jakby składano ją na kilka godzin przed oddaniem książki do druku).

"Nauka a kreacjonizm" to książka w miarę dobra. Nie żałuję czasu poświęconego na jej przeczytanie, ale też nie żałuję, że do tej pory ją omijałem. Owszem, znajduje się w niej sporo naprawdę ciekawych esejów, można dowiedzieć się co nieco o ewolucji czy o samym ID, jednak po skończonej lekturze odczuwam pewien niedosyt (a może niesmak?). Myśl przewodnia jest luźno potraktowana, dlatego w rezultacie mamy nieco chaotyczną książkę o wszystkim. Mi to momentami przeszkadzało. Ponadto cena - 38 złotych - sprawia, że warto się mocno zastanowić przed zakupem. Myślę, że te pieniądze można zainwestować w lepszą lekturę.

7 lipca 2009

6 lipca 2009

"Regres człowieczeństwa"

Często wpadam do antykwariatu bez ściśle określonego celu, licząc że wśród starych książek znajdzie się coś potencjalnie ciekawego. W trakcie jednej z niedawnych wizyt, na półce z książkami z serii"+/- nieskończoność" zauważyłem autora, którego nazwisko zabrzmiało znajomo - Konrad Lorenz. Nastąpiła krótka chwila refleksji i próba przypomnienia sobie skąd znam to nazwisko. Po krótkim namyśle już wiedziałem - po pierwsze noblista w dziedzinie medycyny i fizjologii, po drugie wybitny etolog (o ile pamiętam, to Dawkins wspominał o nim w swoich książkach) i wreszcie po trzecie autor książki "Tak zwane zło", o której już kilkukrotnie słyszałem z różnych źródeł (m.in. wspominał o niej Wilson w "O naturze ludzkiej"). W domu uzupełniłem moją wiedzę o autorze. Streszczając życiorys Lorenza można powiedzieć, że jest twórcą nowoczesnej etologii, urodził się w 1903 r. w Wiedniu. Ukończył studia medyczne i filozoficzne, uzyskując doktoraty w latach 1928 i 1933. Był jednym z założycieli i przez długie lata kierował Instytutem Etologii Porównawczej w Altenbergu. W 1973 roku Lorenz otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie medycyny i fizjologii, wspólnie z Karlem von Frischem (odkrywca "tańca pszczół") i Niko Tinbergenem (ornitolog, pod jego kierunkiem Dawkins zrobił doktorat). Zmarł w 1989 roku. Książka o której tu piszę została wydana przez PIW w 1986. Na rynku polskim ukazały się jeszcze "Tak zwane zło", "Odwrotna strona zwierciadła" (posiadam obie), "I tak człowiek trafił na psa" oraz "Opowiadania o zwierzętach". Wszystko to zostało wydane u nas wiele lat temu, także książki można znaleźć jedynie w antykwariatach i na Allegro. Pora przystąpić do lektury.
W obecnej dobie widoki na przyszłość ludzkości są wyjątkowo smutne. Najprawdopodobniej szybko, aczkolwiek bynajmniej nie bezboleśnie, zginie samobójczo od broni jądrowej. Nawet gdyby to nie nastąpiło, grozi jej powolna śmierć wskutek zatrucia i wszelkich innych zniszczeń środowiska, w jakim i dzięki któremu żyje. Zresztą nawet gdyby potrafiła w porę zahamować swoje ślepe i niewiarygodnie głupie działanie, zagraża jej stopniowy regres wszystkich cech i osiągnięć stanowiących o jej człowieczeństwie. Wielu myślicieli to dostrzegło, wiele książek zawiera wiedzę o tym, że wyniszczenie środowiska i "dekadencja" kultury idą ze sobą w parze. Jednakże niewielu traktuje regresję tego, co ludzkie jako chorobę, niewielu poszukuje, jak Aldous Huxley, przyczyn choroby i ewentualnych środków zaradczych. Książka ta ma służyć takim poszukiwaniom.
Przywitała mnie taka oto, jakże ponura, przedmowa autora. Nie ukrywam, że przy fragmencie o broni jądrowej nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu. Jak widać Zimna Wojna odcisnęła swoje piętno na książce. No ale przecież nie będę omawiał książki jedynie na podstawie wstępu. Pora przyjrzeć się temu co jest dalej.

A dalej jest nieźle. Książka podzielona jest na cztery tworzące spójną całość części. I w tym momencie staję przed poważnym problemem co napisać dalej. "Regres człowieczeństwa" jest niezwykłą mieszanką. Każdy rozdział ma oczywiście tematykę przewodnią, jakąś tezę którą autor uzasadnia, jednak wywód porusza się po wielu dziedzinach, krąży wokół głównego tematu nieraz odbiegając od niego, wydawałoby się, całkowicie tylko po to by w konkluzji rozdziału w błyskotliwy sposób powrócić do tezy wyjściowej. Autor wychodzi od rozprawienia się z mitem istnienia jakiegoś transcendentalnego celu w naszym świecie, przedstawia argumenty na rzecz niemożliwości istnienia takiego celu, ale przede wszystkim koncentruje się na zgubnych skutkach takiego myślenia. Następnie skupia się na ewolucyjnych adaptacjach które wykształciły się u człowieka oraz ich potencjalnie zgubnym charakterze we współczesnym społeczeństwie. Książka kończy się powiewem optymizmu i próbą odpowiedzi na pytanie co zrobić, by do zagłady ludzkości jednak nie doszło. Jak więc widać różnorodność poruszanej tematyki jest bardzo duża. Momentami książka zmienia się w niesamowity wręcz wykład biologii ewolucyjnej (czy wiedzieliście, że kręgowce miały trzecie oko?), innym znowu razem schodzi na tematy filozoficzne czy socjologiczne. Rodzi się więc pytanie jak właściwie zaklasyfikować "Regres człowieczeństwa"? Jak dla mnie jest to filozofia rozumiana w sensie rozważań przyrodniczych na temat ludzkości. To zwięzłe określenie wydaje mi się najbardziej trafne.

Niestety książka trzyma bardzo nierówny poziom. W jednym momencie mamy wciągający i pełen niesamowitych faktów wykład ewolucji oraz solidną argumentację, a za chwilę pojawiają się ewidentne błędy logiczne, myślenie w kategoriach doboru grupowego i dobra gatunku (!), domorosła psychologia, myślenie życzeniowe albo - dla kontrastu - wyolbrzymianie zagrożeń. Autora zdaje się przerażać konflikt pokoleń, a przynajmniej mam takie wrażenie, że ówczesna młodzież została przedstawiona jako pozbawiona wszelkich zasad, rozsądku itd. Jak na mój gust jest to stereotypowe przekonanie pod tytułem "za moich czasów to ...". Co więcej, przekonanie o "regresie człowieczeństwa" nie wydaje się niczym szczególnie oryginalnym. Przecież w każdej epoce historycznej na świecie działy się potworne rzeczy z wojnami, zarazami i ludobójstwami na czele i wielu intelektualistów postrzegało to jako oznaki upadku ludzkiej rasy. Z drugiej strony nie sposób odmówić Lorenzowi racji w wielu kwestiach i słuszności wniosków dotyczących cywilizacji technokratycznej.

Czytając książkę doznawałem często uczucia, że część prezentowanych idei jest mi dziwnie znajoma. Faktycznie, koncepcje Lorenza są zbieżne z poglądami prezentowanymi przez innych badaczy. Najwięcej skojarzeń miałem ze wspomnianą już na początku "O naturze ludzkiej" Wilsona. Obie książki są podobne w wymowie, obie zahaczają o ewolucję, problemy ludzkich społeczeństw, czy wreszcie o samą naukę i metodykę badawczą. Drugą książką, o której nieodparcie myślałem podczas czytania "Regresu człowieczeństwa" to "Dialogi" Stanisława Lema, a konkretnie zawarte w nich rozważania na temat systemu kapitalistycznego.

Komu więc polecić "Regres człowieczeństwa"? Przede wszystkim osobom zainteresowanym filozofią, historią nauki, rozwoju myśli społecznej oraz poglądami znanych naukowców. Dla reszty osób zdecydowana większość książki będzie źródłem refleksji na temat współczesnej cywilizacji i naszego udziału w niej, a niektóre fragmenty okażą się kopalnią bardzo ciekawych faktów. Dla mnie osobiście niezwykły był fragment poświęcony temu jak powinno wyglądać podejście naukowca do badań - nie ukrywam, że bardzo podniósł mnie on na duchu i skłonił do przemyślenia mojego własnego podejścia do tego co robię. Pomimo wytkniętych wad w warstwie merytoryczno-argumentacyjnej, skończyłem czytać książkę z poczuciem, że w większości jest to gorzka prawda o naszym świecie.

29 czerwca 2009

Expelled: Wyłącz swoją inteligencję

Nieco ponad rok temu przez zachodnią blogosferę naukową przetoczyła się prawdziwa burza. Wszystko za sprawą filmu pod tytułem "Expelled: No Intelligence Allowed", czyli "Wydaleni: Zakaz wstępu dla inteligencji". Czemu film wywołał takie poruszenie? Otóż jest to pseudo-dokument będący kreacjonistyczną propagandą teorii inteligentnego projektu (z lenistwa dalej będę używał skrótu ID - Intelligent Design). No cóż, to że kreacjoniści walczą o uznanie nonsensów w które wierzą za naukę nie jest niczym nowym. Natomiast dużą niespodzianką i sporym sukcesem z punktu widzenia twórców filmu jest fakt, że pośród osób udzielających w nim wywiadów są Richard Dawkins, P.Z. Myers, Michael Shermer, Eugenie Scott czy Daniel Dennett. Pora opowiedzieć o tym w jaki sposób producentom udało się wykorzystać wspomnianych naukowców do kręcenia filmu oraz o licznych kłamstwach zawartych w "Expelled".

Film rozpoczyna się dosyć populistycznym przemówieniem na temat wolności w wykonaniu prowadzącego film Bena Steina. "Dowiadujemy się", że to dzięki wolności Stany Zjednoczone są tym czym są, a także, że ta wolność jest dzisiaj poważnie zagrożona. Czemu? Tego dowiadujemy się z wywiadów, które Stein przeprowadza z kilkoma naukowcami i dziennikarzami. Okazuje się, że kariery tych osób zostały "zrujnowane" po tym, jak odważyli się napisać cokolwiek o ID. Przesłanie jest jednoznaczne: ID kwestionuje darwinizm*, jest teorią całkowicie naukową i nie ma nic wspólnego z religią. Naukowy "estabilishment" nie pozwala jednak na jej rozwijanie. Wszystkie próby badania ID są zwalczane, a osoby które cokolwiek napiszą o tej teorii są skończone. To jest właśnie to zagrożenie wolności o którym była mowa na początku. Do tego powtarzane są standardowe kreacjonistyczne slogany: teoria ewolucji nie jest udowodniona (nie wiadomo nawet czym jest gatunek, więc jak można mówić o teorii wyjaśniającej ich powstanie?) oraz istnieje kontrowersja na temat teorii ewolucji (owszem, kontrowersje były, ale jakieś 150 lat temu, bezpośrednio po jej opublikowaniu). Po licznych wywiadach tematyka filmu schodzi na zupełnie inne tory: holokaust. Autorzy filmu starają się wykazać, że to darwinizm doprowadził do masowej eksterminacji Żydów podczas II Wojny Światowej. Zwracam tutaj uwagę na słowo "darwinizm" - twórcy filmu posługują się praktycznie tylko nim, co w kontekście wypowiedzi zawartych w filmie ma przekonać widza, że to zwykła ideologia, kolejny -izm obok komunizmu czy nazizmu. Film kładzie duży nacisk na postawienie znaku równości między darwinizmem a masowym mordowaniem ludzi. Twórcy filmu nie są skończonymi idiotami (?), dlatego zostawiają sobie furtkę do wycofania się z tego stwierdzenia w wypowiedzi jednego z propagatorów ID, który twierdzi że darwinizm jest warunkiem koniecznym by doprowadzić do czegoś takiego jak holokaust, chociaż nie jest on warunkiem wystarczającym. Wprawdzie film nie chce nazwać tej insynuacji wprost, jednak publiczne wypowiedzi Steina nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości :
Kiedy patrzyliśmy na tego człowieka, to chyba był pan Myers, mówiącego jak wspaniali są naukowcy, pomyślałem sobie, że ostatnio kiedy naukowiec kazał coś zrobić któremuś z moich krewnych, było to polecenie pójścia pod prysznic żeby zostać zagazowanym... to było tak straszne że nie da się tego opisać słowami. I właśnie do czegoś takiego - moim zdaniem, to tylko moja opinia - prowadzi nauka. Miłość do Boga, współczucie i empatia prowadzi do miejsca pełnego chwały a nauka prowadzi do mordowania ludzi. [moje tłumaczenie, za tekstem z Wikipedii]
Opowiadając o powiązaniach holokaustu z Darwinem, Stein posuwa się nawet do całkowitego przeinaczenia cytatu z "Pochodzenia człowieka" w sposób, który jednoznacznie sugeruje że Darwin potępiał pomoc najsłabszym członkom społeczeństwa, podczas gdy rzeczywiste znaczenie pełnego cytatu jest zupełnie odwrotne.

Przerażające jest to, że film nie jest amatorszczyzną. Za produkcją stały spore pieniądze i spore przygotowania. Trzeba też przyznać, że Stein dobrze wywiązuje się ze swojego zadania prowadzenia filmu i wzbudzana w widzu niechęci do ewolucji. Wiarygodności produkcji dodają występujący w nim znani naukowcy. Jak to się stało, że wymienione przez mnie na początku osoby zgodziły się wystąpić w filmie będącym kreacjonistyczną propagandą? Odpowiedź jest prosta - ci naukowcy nie zgodzili się, zostali oszukani. Okłamano ich co do filmu w którym będą wykorzystane wywiady z nimi, a na etapie montażu przeprowadzone rozmowy odpowiednio zmontowano. W filmie występują także inne znane osoby: John Lennox, Alister McGrath oraz... Maciej Giertych. Nie wiem czy tym osobom przedstawiono prawdziwe informacje na temat filmu w którym zostaną wykorzystane wywiady z nimi.

Tak naprawdę można napisać bardzo dużo o kłamstwach w Expelled. Osoby zainteresowane odsyłam na stronę Expelled Exposed, której celem jest ujawnienie wszystkich "przekrętów" w filmie, począwszy od taktyk stosowanych przy wywiadach a kończąc na osobach, które rzekomo potraciły pracę przez publikacje o ID (jak się okazuje opisywane w filmie sytuacje w ogóle nie miały miejsca). Bardzo dobrym źródłem informacji jest również artykuł na Wikipedii, aczkolwiek powstał on w dużej mierze w oparciu o stronę Expelled Exposed.

Sporo działo się także w momencie wchodzenia Expelled do kin. Na uwagę zasługują dwa wydarzenia. Pierwsze z nich to pokaz przedpremierowy, na który mógł przyjść każdy, kto zarezerwował bilety przez internet. W praktyce okazało się jednak, że nie każdy. Otóż PZ Myers i Richard Dawkins postanowili udać się na pokaz. Myers został jednak zauważony i, na polecenie producenta filmu, wyrzucony (słowo expelled pasuje jak ulał) przez ochronę. Dawkinsowi udało się wejść. Hipokryzja tego wydarzenia jest niewiarygodna. Więcej informacji w rozmowie Dawkinsa z Myersem. Drugie, mniej spektakularne wydarzenie związane jest ze stroną filmu założoną na MySpace. Umieszczono tam ankietę z pytaniem czy ID powinno być nauczane w szkole. Po tym jak ponad 400 tys. osób zagłosowało na "nie" ankieta została usunięta ze strony (czy też wydalona, jeśli ktoś woli). Więcej na blogu Skeptico (polskie tłumaczenie tutaj).

Expelled narobiło rok temu sporo szumu. Prawdę mówiąc to chyba głównie dzięki naukowcom, bo podejrzewam (znaczy się: mam nadzieję), że film nie wyszedł poza grono radykalnych chrześcijan. O Expelled zrobiło się cicho. Czyżby koniec? Niestety, wygląda na to że nie. Jak donosi PZ Myers, szykuje się kolejny pseudo-dokument o Darwinie. W tym przypadku również wrobiono kilku naukowców w wywiady do filmu (tym razem padło na specjalistów od życia Darwina, m.in. Janet Browne). Już nie mogę się doczekać kolejnej "błyskotliwej" produkcji kreacjonistów. Co pozostaje? Po pierwsze zwalczać te absurdy, a po drugie pośmiać się trochę. Na koniec zapraszam do obejrzenia "Sexpelled: No intercourse allowed", krótkiej parodii "Expelled" przygotowanej przez Dawkinsa.




27 czerwca 2009

Historia ateizmu

Kontynuuję oglądanie filmów ściągniętych z Atheist Movies. Dzisiaj pora na omówienie krótkiej, trzyodcinkowej serii dokumentalnej "Atheism: A rough history of disbelief" (w wolnym tłumaczeniu "Ateizm: Zarys historii niewiary"). Narratorem serii jest Jonathan Miller. Seria została przygotowana przez BBC, co pozwoliło mi na oczekiwanie dokumentu wysokiej klasy. Oczekiwania całkowicie się sprawdziły. Pierwszy odcinek serii rozpoczyna się oczywiście wprowadzeniem do tematu. Miller rozpoczyna od opowiedzenia historii swojego "odejścia od wiary", która bardzo przypomina mi mój proces wychodzenia spod indoktrynacji. Mówi też, czemu nie lubi słowa "ateizm" i tutaj zatrzymam się na dłuższą dygresję.

Pisałem to już w jednym z komentarzy, ale ponieważ nie wszyscy czytają więc powtórzę to we wpisie. Nie lubię zbytnio określenia "ateista". Nie chodzi bynajmniej o to, że się wstydzę czy coś w tym stylu. Po prostu jest ono moim zdaniem bardzo niefortunne, ponieważ opiera się na zanegowaniu innego poglądu, a jak słusznie zauważył Lawrence Krauss w dyskusji z Dawkinsem, "ludzi nie interesuje to w co nie wierzysz, tylko to w co wierzysz". Poza tym gdyby ktoś jutro przedstawił niezbite dowody istnienia boga, to nie mógłbym nazywać już siebie ateistą, bo nie negowałbym istnienia czegoś co zostało niezbicie udowodnione. W omawianej serii Miller stwierdza ponadto, że kwestia tego że nie wierzy w boga nie zaprząta w ogóle jego myśli, dlatego też nie widzi potrzeby dla nazywania czegoś, co go w ogóle nie zajmuje. Trzeba jednak przyznać rację Colinowi McGinn, z którym Miller rozmawia w filmie i który zauważa następującą rzecz: dziś nikogo nie zaprząta myśl o bogach greckich, po prostu stwierdzamy, że kiedyś ludzie w nich wierzyli i tyle - koniec dyskusji na ten temat. Być może w przyszłości tak samo będzie się mówiło o bogu judeochrześcijańskim - krótkie stwierdzenie, że ludzie kiedyś w takiego boga wierzyli i tyle. Jeśli kiedyś do czegoś takiego dojdzie (a mam nadzieję, że tak będzie), to nie będzie to już ateizm, tylko post-teizm. Dzisiejszy ateizm to sprzeciw wobec Kościoła, próba przeciwstawienia się teizmowi, który uważany jest przez wielu racjonalistów za coś złego i niebezpiecznego. Nie lubię się przywiązywać do słów, ale brak odpowiedniego słownictwa i jednoznacznej terminologii często doskwiera. Nawet w pierwszym akapicie napisałem o "odchodzeniu od wiary" w cudzysłowach, bo przecież nie można od niej odejść jeśli tak naprawdę nigdy się nie wierzyło (ja, podobnie jak Miller, nigdy nie wierzyłem). Zamiast o "odchodzeniu od wiary", przez moment myślałem żeby napisać o "zwątpieniu", ale to określenie jest jeszcze gorsze, bo przecież nie mam cienia wątpliwości co do moich poglądów.

Tyle dygresji, pora wrócić do filmu. Pierwszy odcinek obejmuje okres starożytności (tutaj jest mowa oczywiście o greckich filozofach), drugi średniowiecze a trzeci okres od przełomu XVII i XVIII wieku do współczesności - Miller prezentuje historię i rozwój niewiary w istnienie sił nadprzyrodzonych w kolejnych epokach historycznych. Całość jest ciekawa i dobrze zrealizowana, a spokojna postać prowadzącego doskonale tutaj pasuje. Film poprzeplatany jest licznymi cytatami sławnych ateistów, agnostyków, deistów, pisarzy i filozofów recytowanymi przez Bernarda Hilla, poczynając od Epikura a na Homerze Simpsonie kończąc. Generalnie całość jest ciekawa, przynajmniej dla tak osoby tak słabo obeznanej z historią i filozofią, jak ja. Zarzucić mogę to, że seria jest za krótka, szczególnie trzeci odcinek zbliżający się do współczesności traktuje o wielu sprawach dosyć pobieżnie. Twórcy serii również dostrzegli fakt, że trzy odcinki to mało, dlatego też wypuszczono materiał, który nie zmieścił się w oryginalnej serii, jako "The Atheist Tapes". Jest to sześć godzinnych wywiadów z osobami, które wypowiadał się w "Atheism: A Rough History of Disbelief". Nie miałem jeszcze czasu tych wywiadów obejrzeć, ale zapowiadają się ciekawie. Drugim zarzutem, który mam do filmu, to wspomniane cytaty. Próbowałem zweryfikować dwa wybrane wyrywkowo, które szczególnie przypadły mi do gustu i okazało się, że Wikipedia podaje je, jako cytaty niezweryfikowane. Jeden z nich udało mi się w przybliżeniu zweryfikować poza Wikipedią, ale drugi najprawdopodobniej został źle przypisany. Cóż, twórcy filmu powinni chyba mieć nieco bardziej sceptyczne podejście (to się nazywa ironia losu). Nie zmienia to na szczęście faktu, że seria jest ciekawa i warto wygospodarować trochę czasu na jej obejrzenie.

22 czerwca 2009

The Genius of Charles Darwin

Kolejnym filmem ściągniętym przeze mnie z Atheist Movies jest trzyczęściowa seria "The Genius of Charles Darwin" prowadzona przez Richarda Dawkinsa. Każdy z ok. 48-minutowych odcinków poświęcony jest innemu tematowi. Oczywiście powstanie filmu wiąże się ściśle z Rokiem Darwina. Byłbym wielce zaskoczony, gdyby Dawkins nie wykorzystał takiej okazji do nakręcenia filmu (a jak dobrze wiemy jest to dla niego również okazja do napisania kolejnej książki, która ma się ukazać już we wrześniu).

Za oglądanie serii wziąłem się od razu po obejrzeniu dwóch opisywanych w poprzednim wpisie filmów Davida Attenborough. Było to dla mnie przyczyną pewnego szoku. Trzeba to od razu jasno podkreślić - choć wydaje się to oczywiste - Dawkins to nie Attenborough. Nie ma tu poetyckiego stylu, malowniczo przedstawiającego cudowność przyrody. Są twarde wypowiedzi Dawkinsa, ani trochę nie owijającego w bawełnę i mówiącego wprost, że natura jest brutalna, nie ma litości, a harmonia, którą dostrzegamy, to tylko pozór i w ostatecznym rozrachunku the fittest will survive. Mając to w świadomości możemy już spokojnie oglądać.


Pierwszy odcinek jest dosyć ogólny. Dawkins opowiada o powstaniu teorii ewolucji (nie jest to aż tak dokładnie przedstawione jak w filmie "Karol Darwin i drzewo życia"). Omawia również mechanizmy ewolucji, w szczególności dobór naturalny (tutaj z kolei przewaga nad wspomnianym filmem Attenborough), a także prezentuje argumenty na rzecz teorii ewolucji. Ponadto konfrontuje swoje ewolucyjne poglądy z grupą brytyjskich nastolatków, które o ewolucji nie wiedzą aż tak dużo jak by sobie tego Dawkins życzył i, co gorsza, w większości wyznają kreacjonistyczne poglądy o stworzeniu życia. O ile Dawkins posiada niesamowity talent do wyjaśniania rzeczy trudnych prostym językiem, o tyle jego dar przekonywania w bezpośredniej dyskusji nie jest chyba aż tak powalający. Przynajmniej ja mam dziwne wrażenie, że w do rozmowy z nastolatkami podchodzi momentami z pewnym zażenowaniem. Z drugiej strony jednak zmuszony jest do opowiadania banałów - o tym że gady wyewoluowały od płazów, ptaki od gadów itp. Drugi odcinek jest o wiele ciekawszy, dotyczy bowiem zastosowania teorii ewolucji do człowieka, w szczególności socjobiologii. Dawkins rozmawia z Richardem Leakey'em, który prezentuje w skrócie ewolucję człowieka na podstawie skamieniałości czaszek. Następnie pora na konfrontację z kenijskim biskupem, który sprzeciwia się wystawieniu takich skamieniałości dla publiczności (ściślej mówiąc, to sprzeciwia się umieszczaniu przy nich informacji o ewolucji). Ponadto w odcinku występuje także Steven Pinker, dyskutowane są podobieństwa między ewolucją a ekonomią. Pojawia się także temat eugeniki, tym razem we współczesnym wydaniu, czyli kobiety selekcjonujące ojca swojego dziecka w banku spermy. Trzeci odcinek poświęcony jest już w całości konfrontacji ewolucji i religii. Dawkins rozmawia z wieloma osobami, począwszy od fanatyków religijnych odrzucających ewolucję całkowicie, poprzez nauczyciela nauki (u nas w kraju chyba nie ma bezpośredniego szkolnego odpowiednika takiego przedmiotu), który twierdzi że Ziemia ma mniej niż 10000 lat, oraz arcybiskupa Cantenbury, który stara się pogodzić naukę i religię, a kończąc na grupie nauczycieli, którzy twierdzą że wprawdzie uznają całkowicie naukę, ale nie chcą mówić uczniom, że ich poglądy religijne są sprzeczne z nauką.

Podsumowując, pierwszy odcinek jest przeciętny, dwa pozostałe są o wiele ciekawsze i sprawiają, że warto poświęcić trochę wolnego czasu na obejrzenie całości. W polskiej telewizji się raczej Dawkinsa nie doczekamy, pozostaje więc wspomniany na początku blog albo sprowadzenie wydania DVD. Od razu nadmienię, że wydanie DVD składa się z trzech płyt, na których znajduje się 26 pełnych wersji wywiadów, których fragmenty znalazły się w serialu. W internecie udostępnione zostały wywiady z Danielem Dennettem, Stevenem Pinkerem, Randolphem Nesse, Peterem Singerem i ojcem George'm Coyne'm.

P.S. Na Atheist Movies można także znaleźć odcinek specjalny serii zatytułowany "The Genius of Charles Darwin - EXTRAS". Przyznam, że nie wiem czy oryginalnie ma on coś wspólnego z serią. Trwa pół godziny i składa się z trzech krótkich opowieści o ewolucji trzech wybranych gatunków zwierząt z Galapagos. Nie ma bezpośredniego związku z trzema odcinkami omówionymi wyżej.