16 października 2008

The show must go on

Dziś mija 30 rocznica wyboru Karola Wojtyły na papieża. Nawet będąc niewierzącym ciężko tego nie zauważyć - w moim mieście od kilku dni na budynkach wiszą flagi państwowe, a pojazdy komunikacji miejskiej przyozdobione są dodatkowo flagami Watykanu. Przyznam szczerze, że zastanawiam się o co w tym wszystkim chodzi - tyle flag państwowych widuję co najwyżej 11 listopada. Tylko że 11 listopada jest, w przeciwieństwioe do 16 października, świętem narodowym. Podobno ta cała euforia bierze się z wielkiej roli jaką Jan Paweł II odegrał w obaleniu komunizmu w Polsce. Nie czuję się autorytetem historycznym, więc nie będę tego komentował w żaden sposób. Jeśli jednak ten powód jest prawdziwy, to ja się pytam, czemu takim samym kultem nie darzy się Lecha Wałęsy, który przecież odegrał kluczową rolę w obaleniu komunizmu (abstrahuję tutaj od jego późniejszej działalności politycznej, która może być różnie oceniana). Przyznam, że papieżomania i traktowanie Jana Pawła II jak by sam był jakimś bogiem jest dla mnie nieco irytująca. Przykładów manii jest mnóstwo: "kremówki papieskie", wybieranie JP2 na patrona szkół (jest on najpopularniejszym patronem w kraju) czy zmiany nazwy ulic, tak by jakaś duża ulica koniecznie nosiła jego imię. W Łodzi był pomysł, żeby przemianować Aleje Politechniki (czego bym nie darował). Ostatecznie zmieniono nazwę odcinka Alei Włókniarzy. Szkoda, bo włókniarze praktycznie zbudowali to miasto, a papież nie zrobił dla niego nic.

O ile pomniki stawiane w polskich miastach jakoś są mi obojętne, to "krzyże papieskie", które stawiane są na wielu szczytach polskich Beskidów, doprowadzają mnie do szału. Niszczenie w ten sposób górskiego krajobrazu jest dla mnie przykładem wyjątkowej głupoty. Innym przejawem papieżomani (a właściwie to chyba smykałki do interesów) jest pomysł jednej z łódzkich firm pogrzebowych, która wprowadziła na rynek trumny z wizerunkiem JP2. Zaprotestowała kuria, uznając pomysł za niestosowny (i prawdopodobnie plując sobie w brodę, że sami na to nie wpadli wcześniej). No cóż, Karol Wojtyła może i umarł, ale biznes kręci się nadal. Jak to mówią za oceanem, "the show must go on".

3 komentarze:

  1. Oj można nie zauważyć :-) Gdybym dziś tu nie zajrzał to
    wątpię czy w moim otoczeniu ktoś by mi o tym przypomniał.
    JP2 pamiętam tylko z momentu wybrania go na prezesa zarządu
    KRK, byłem wtedy małym chłopcem i cieszyłem się, że
    jakiś polak został ważną personą. Na szczęście dawno już z tego wyrosłem.
    Pozdrawiam
    DKnoto.

    OdpowiedzUsuń
  2. no akurat zgadzam sie w 99,9% z postem bo ten 0,1% - to jednak wywodzi sie z Great Britain - show must go on....typowo brytiskie....

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm.. byłem przekonany, że to z amerykańskiego Broadwayu się wzięło.

    OdpowiedzUsuń