No dobra, pora nadrobić zaległości na blogu. Ten oraz następny wpis poświęcone będą kilku różnym rzeczom, niemniej jednak powiązanych ze sobą. Ich tematem przewodnim będzie bowiem ochrona przyrody.
Dzisiaj "kącik literacki", czyli recenzja książki. Zgodnie z obietnicą z poprzedniego wpisu, napiszę co nieco o "Różnorodności życia" Edwarda O. Wilsona. Przypominam, że pisałem już o innej książce tego autora - była to "O naturze ludzkiej". Omawiana dzisiaj pozycja została wydana przez PIW w 1999 i można ją w miarę łatwo dostać na Allegro. Pierwsze co się rzuca w oczy to grubość - ponad 500 stron, z czego prawie 60 to przypisy bibliograficzne. Treść podzielona jest na trzy części. Pierwsza, obejmująca trzy rozdziały i zatytułowana "Gwałtowność przyrody. Prężność życia" stanowi pewnego rodzaju wprowadzenie w tematykę książki. Zawiera ogólne opisy i przykłady sytuacji, w których przyroda wykazała się niezwykłą umiejętnością do odbudowywania różnorodności zniszczonej przez różne katastrofy. Wilsona wspomina także o wielkich wymieraniach, które miały miejsce w dotychczasowej historii życia. Część druga ("Wzrost różnorodności", siedem rozdziałów), to już właściwy wywód naukowy. Tak sobie pomyślałem, że treść tej części to coś pomiędzy książkami Dawkinsa a filmami Davida Attenborough (o tych dwóch panach pisałem ostatnio dużo, więc może stąd wzięło się mi się to porównanie). Z jednej strony Wilson poświęca sporo miejsca czysto teoretycznym rozważaniom na temat tego co to jest gatunek (tak jak w "Fenotypie rozszerzonym" Dawkins rozważał definicję jednostki doboru naturalnego). Wyjaśnia także szczegółowo radiację adaptacyjną (rozdział o niej liczy 50 stron) oraz dyskutuje o tym jakie siły stanowią mechanizm napędzający ewolucję. Tutaj pozwolę sobie na małą dygresję. W "Fenotypie rozszerzonym" padło mniej więcej takie stwierdzenie: "dobór naturalny likwiduje zmienność w oparciu o którą działa", co wydaje się niewątpliwie paradoksem (coś jak stwierdzenie, że komputer ułatwia ci pracę, której bez niego w ogóle byś nie miał). Dla pełnej jasności, zaznaczam jeszcze, że zacytowane stwierdzenie z "Fenotypu" to nie są słowa Dawkinsa - on sam je cytował (chyba z Lewontina, ale głowy nie dam). W "Różnorodności życia" pojawia się inny, również na pozór paradoksalny, wniosek. Mianowicie specjalizacja prowadzi do sukcesu pojedynczych osobników, ale w skali całego gatunku (rodzaju, rodziny...) prowadzi do zagłady. Koniec dygresji. Zaznaczam od razu, że wprawdzie Wilson wdaje się - tak jak Dawkins - w rozważania teoretyczne, jednak sam styl jego wywodu jest całkowicie odmienny. Nie ma tutaj naukowej polemiki z poglądami innych badaczy, czy też zdecydowane podkreślania swoich poglądów. Zamiast tego Wilson nakreśla jakiś problem i prezentuje różne możliwości rozwiązania o (przykładowo różne możliwości zdefiniowania gatunku). Porównanie do Davida Attenborough nasunęło mi się z powodu licznych i barwnych opisów przeróżnych środowisk czy gatunków i ich zachowań, co mogłoby z powodzeniem stanowić scenariusz do kolejnego odcinka którejś z serii dokumentalnych. A tak swoją drogą to bardzo przyjemnie czytało się tę książkę, oglądając jednocześnie "The Life of Mammals" i "The Life of Birds", ponieważ wiele opisywanych przez Wilsona zachowań mogłem następnie zobaczyć w którejś z serii. Dodatkowym plusem książki są liczne rysunki, które pokazują omawiane gatunki zwierząt i roślin.
Trzecia część książki, zatytułowana "Presja człowieka", to lektura dla osób o mocnych nerwach. Kolejne rozdziały prezentują listę zniszczeń dokonanych przez człowieka w ciągu ostatnich lat (z reguły od lat 50-tych), listę zniszczonych gatunków i obszarów o wysokiej bioróżnorodności (np. lasy deszczowe, masowo wycinane od dłuższego czasu). Najbardziej przerażają stwierdzenia typu "szacuje się, że do 2000 roku wyginie..." (książka napisana była w 1992). Wilson prezentuje też konkretne korzyści, jakie ludzie mogą uzyskać dzięki zachowaniu wysokiej bioróżnorodności. Szczególnie interesujące są informacje dotyczące roślin uprawnych i zwierząt hodowlanych. Mówiąc w skrócie - nasz dobór gatunków do hodowli jest wyjątkowo nietrafiony. Istnieje bowiem wiele gatunków, które są o wiele tańsze w hodowli, bardziej odporne na choroby, dając przy tym większe zbiory. Wilson podaje też kilka ogólnych metod postępowania, których stosowanie powinno pozwolić na wyjście z kryzysu niszczenia bioróżnorodności. Niestety, optymizm autora kiepsko wypada w zderzeniu z rzeczywistością (o czym będzie też trochę w następnym wpisie).
Właściwie tylko jedna rzecz mi się w książce nie podobała. Otóż czasami wywód Wilsona odbiega nieco od nauki jako takiej, a bardziej przypomina ideologię. Widać to szczególnie w ostatnim rozdziale stanowiącym krótkie podsumowanie książki, którego lepiej jak by w ogóle nie było. Owszem, jestem gotów podpisać się pod tezami Wilsona (z wyjątkiem niektórymi z ostatniego rozdziału), niemniej jednak w ogólnym przypadku uważam ideologiczne podchodzenie do spraw jako niezbyt właściwe. Na szczęście ten ostatni rozdział nie zepsuł całościowego, bardzo pozytywnego obrazu książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz