Dzisiaj będzie odrobinę nietypowo: zamierzam zrecenzować grę. Zapewniam jednak, że piszę o niej nie bez powodu, o czym przekonacie się dalej.
Simon Jarrett ma 27 lat i mieszka we współczesnym Toronto. Jakiś czas temu uległ wypadkowi, w wyniku którego odniósł obrażenia mózgu. W rezultacie w jego mózgu gromadzi się krew, która co jakiś czas jest upuszczana przez otwór w czaszce. Nie jest to zbyt przyjemny stan, a w dodatku stanowi bezpośrednie zagrożenie życia Simona. Nadzieją na skuteczne leczenie może być nowa, eksperymentalna technologia skanowania mózgu. Pozwoli ona na wykonanie dokładnej mapy mózgu Simona, na podstawie której opracowany zostanie szczegółowy plan leczenia. Simon udaje się więc do kliniki, siada na fotelu służącym do przeprowadzenia skanowania, zamyka oczy. Kiedy je otwiera znajduje się w zupełnie innym miejscu: futurystycznie wyglądającym pomieszczeniu przypominającym różnego rodzaje stacje znane z filmów fantastyczno-naukowych. Miejsce wydaje się być opuszczone przez ludzi, a jedyne co Simon spotyka to maszyny sądzące że są żywymi ludźmi.
Tak rozpoczyna się akcja wydanej niecały rok temu gry SOMA szwedzkiego studia Frictional Games. Grę należy zakwalifikować jako survival horror w scenerii sci-fi. Twórcy gry chcieli, aby gracz się bał. Podstawowym sposobem realizacji tego celu jest uczynienie gracza całkowicie bezbronnym. W trakcie gry napotkamy przeciwników, ale w przeciwieństwie do setek dostępnych na rynku gier nie mamy możliwości ich pokonania. Możemy się jedynie chować bądź uciekać. Gra nie byłaby jednak warta uwagi gdyby twórcy poprzestali tylko na straszeniu gracza zagrożeniami wobec których jest bezradny. Postawili sobie także za cel sprawienie, aby gracz czuł się źle i nieswojo poprzez konfrontowanie go z obawami natury egzystencjalnej. Tak, wiem że ostatnie zdanie zabrzmiało dziwnie, ale tak właśnie jest.
Twórcy gry zaczerpnęli garściami z filozofii tożsamości i świadomości. Świat gry jest jednym wielkim eksperymentem myślowym dotyczącym tego co by się stało, gdyby świadomość dało się kopiować. Tyle że w świecie gry ten eksperyment staje się rzeczywistością, a gracz musi stawić czoła wszelkim konsekwencjom. Pamiętacie "Dialogi" Lema, a konkretnie pierwszy z dialogów w którym Hylas i Phylonus dyskutują o nieśmiertelności wynikającej z możliwości dokładnego kopiowania materii? Mnie ten dialog zachwycił i tak samo zachwyciła mnie SOMA, zmuszając do "przeżycia" wszystkich dylematów filozoficznych i moralnych wynikających z istnienia kilku kopii tej samej świadomości. Ba, mając możliwość dowolnego uruchamiania posiadanej kopii świadoma istota staję się czymś "tanim". Nagle okazuje się, że przerwanie działania świadomości przestaje (?) być morderstwem, bo przecież możemy kopię uruchomić jeszcze raz. Wiem, że nie jestem sam w moim zachwycie. Fascynującą i bardzo ciekawą analizę tzw. problemu rzutu monetą - sprowokowaną właśnie przez SOMĘ -
znajdziecie na reddicie, zaś
we wpisie "The Neurosicence of SOMA" możecie przeczytać co nieco o zagadnieniach technicznych związanych z symulowaniem mózgu, jak również o kwestii neuro-etyki.
Pozwolę sobie pominąć typowe dla recenzji gier oceny grafiki i dźwięku, bo to nie one są tutaj najważniejsze. Najważniejsze jest to, że dzięki zdryfowaniu w stronę "science" bardziej niż w stronę "fiction", twórcom gry udało się zaangażować gracza emocjonalnie i intelektualnie w rozgrywkę i dylematy dotyczące świadomości. Najlepsze jest to, że o ile literatura filozoficzna czy też dotycząca kogniwistyki trafia raczej do wąskiego grona odbiorców, gra komputerowa może trafić do znacznie szerszego grona osób, które wcześniej w ogóle nie miały styczności z tymi zagadnieniami. Twórcy gry
potwierdzają to zresztą na swoim blogu:
People report still thinking about the game months afterwards, and that
it's made them think deeply about subjects they haven't considered
before.
SOMA stała się moim uzależnieniem na kilkanaście dni w trakcie których przechodziłem kolejne etapy gry. Pomimo jej przejścia nadal wracam do niej myślami i myślę że mogę zaliczyć ją do grona najwybitniejszych gier w jakie grałem. SOMĘ kupiłem na promocji za około pół ceny, chociaż gdybym wiedział jaka uczta mnie czeka nie zawahałbym się zapłacić za grę pełnej ceny, bo naprawdę jest tego warta.