11 sierpnia 2008

Fight the system?

Wyobraź sobie następującą sytuację. Masz wygłosić przemówienie. Przygotowujesz więc sobie zawczasu jego tekst. Okazuje się jednak, że niektóre metafory i związki frazeologiczne oraz idea zadawania pytań retorycznych, których chciałeś użyć, aby twoje przemówienie było bardziej barwne, zostały przez kogoś opatentowane. Oznacza to, że albo musisz z nich zrezygnować albo zapłacić właścicielowi patentu za ich wykorzystanie.

Absurd? Niestety nie do końca. Kilka lat temu bardzo zbulwersowała mnie (i nadal bulwersuje) kwestia tzw. patentów na oprogramowanie. Sam jestem informatykiem, problem był mi więc od początku bliski. Postaram się w miarę przystępnie wyjaśnić o co chodzi. Każdy program chroniony jest prawem autorskim, które pozwala m.in. na wyciąganie konsekwencji w stosunku do osób nielegalnie go kopiujących. Niektórym korporacjom to jednak nie wystarczyło. Zaczęto patentować pewne idee programistyczne. Co to oznacza? Może się okazać, że jeśli jakiś programista stworzy program samemu całkowicie od podstaw, to taki program i tak nie będzie w świetle prawa "legalny", ponieważ może okazać się, że naruszony został czyjś patent. Mówiąc krótko ograniczona zostaje swoboda tworzenia oprogramowania. Patentem, który wzbudził bardzo duże oburzenie jest, przyznany Microsoftowi w 2004 roku, patent na podwójne kliknięcie myszką.

Ostatnio wyczytałem o czymś, co jeszcze bardziej mnie wzburzyło - patenty na DNA! Tak, dobrze przeczytałeś/aś. Geny, które nosisz w sobie, są patentowane przez liczne korporacje. Tutaj absurd i niebezpieczeństwo sięgają jeszcze dalej. Wyjaśnię sprawę bardziej szczegółowo.

DNA składa się z ciągów nukleotydów. Gen (w znaczeniu, którego będę teraz używał) to sekwencja nukleotydów kodująca jakieś białko. Jednak większość naszego DNA nie służy niczemu - białka kodowane są przez zaledwie 2% naszego genomu. Gdy rozpoczęto badania ludzkiego genomu, firmy, które odkrywały że jakiś fragment genomu może być genem a nie zwykłym śmieciem, patentowały go. Sytuacja jest o tyle niezrozumiała, że samo znalezienie potencjalnego genu jeszcze nic nie oznacza. Nie wiadomo bowiem jakie białko koduje, a już tym bardziej jaką funkcję to białko pełni w organizmie. Takie odkrycia mogą dopiero zostać dokonane. Żeby jednak móc badać taki opatentowany gen, trzeba płacić właścicielowi patentu. Oznacza to, że firma, która odkryje białko kodowane przez gen (i potencjalnie wykorzysta tą wiedzę do stworzenia jakiegoś leku), musi płacić firmie, która jako pierwsza odczytała sekwencję genu, nawet jeśli firma ta palca nie przyłożyła do późniejszych odkryć! Co więcej, zdarza się, że jakaś firma jest właścicielem patentu na gen oraz produkuje lekarstwo bądź testy diagnostyczne o niego oparte. Wtedy ma całkowity monopol na gen i może skutecznie blokować działania konkurencji. Tak na przykład postępuje firma Myriad, która posiada liczne patenty na geny BRCA1 i BRCA2, odpowiedzialne za raka piersi. Źródłem dochodów dla korporacji są testy na obecność tych genów. Cena jednego testu to 2700 dolarów! Myriad jednocześnie ogranicza uniwersyteckie badania, które mogłyby doprowadzić do opracowania tańszych testów. Co więcej, osoby które zgłoszą się jako ochotnicy do badań akademickich nie mogą nawet zostać poinformowani o wynikach sekwencjonowanie, ponieważ byłoby to zastosowanie diagnostyczno-kliniczne, naruszające patenty Myriad!

Patentowane są nie tylko geny, ale nawet zmodyfikowane genetycznie organizmy. Przykładem może być "harvardzka mysz". Otóż naukowcy z Harvardu za pomocą powszechnie znanych technik zmodyfikowali genetycznie myszy tak, że stały się one szczególnie podatne na raka piersi. Badania nad nimi mogłyby przyczynić się do wyjaśnienia mechanizmów powstania tej choroby u ludzi. Naukowcy opatentowali więc wszystkie podatne na nowotwory zwierzęta transgeniczne (czyli opatentowali całą ideę, a nie konkretny organizm)! W praktyce patent nie należy do Harvardu, tylko do firmy DuPont, która finansowała badania. Wszelkie badania w tym zakresie zostały natychmiast zahamowane wygórowanymi opłatami patentowymi DuPonta. Firma żądała nawet, aby ośrodki akademickie ujawniły wyniki wszystkich eksperymentów przeprowadzanych z wykorzystaniem opatentowanej myszy! Instytuty badawcze odmówiły.

Mam wrażenie, że niektórym ludziom, niewidzącym nic poza liczbą zer na swoim koncie, w dupach się poprzewracało. Wolę nie pisać, co zrobiłbym z tymi, którzy dla własnych zysków kładą na szalę życie innych ludzi. Pozostaje liczyć na władze Unii Europejskiej, że będą te kwestie prostować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz