7 sierpnia 2008

Frustracje mola książkowego

Dziś będzie trochę przemyśleń. Mam nadzieję, że nie będą nudne. Chodzi o książki i pewną frustrację, którą w związku z nimi odczuwam. Nie martwi mnie bynajmniej to, że czytam je znacznie wolniej niż bym tego sobie życzył (w chwili obecnej na mojej półce czeka na przeczytanie aż czternaście książek). Chodzi o sprawy nakładów i dostępności.

Bardzo chciałbym przeczytać "Społeczeństwa owadów" Edwarda O. Wilsona. Niestety jest pewien problem. Książka była wydana w Polsce w 1979, czyli prawie 30 lat temu. Dodając do tego niski nakład (prawdopodobnie około 20 tysięcy egzemplarzy) otrzymujemy pozycję praktycznie dzisiaj niedostępną. Znalezienie jej w antykwariacie czy na Allegro graniczy z cudem. Są wprawdzie biblioteki, ale tam mogę książkę przejrzeć jedynie na miejscu, a w najlepszym wypadku wypożyczyć na dzień. Podobna sytuacja dotyczy kilku innych interesujących mnie tytułów.

No dobrze, jestem w stanie zrozumieć niedostępność książki sprzed 30 lat. Szlag mnie jednak trafia, jeżeli tak samo niedostępna okazuje się pozycja wydana kilka lat temu! O znalezieniu, przykładowo, "Socjobiologii" Wilsona wydanej w 2003 roku również można zapomnieć. Co więcej, ostatnio zmuszony byłem obejść większość księgarni w centrum miasta, żeby dostać wydaną w 2007 "Rzekę genów" (nie było ani w Matrasach ani w Empikach). To już było naprawdę irytujące. Rozumiem, że w interesie zarówno wydawcy jak i księgarzy leży, aby cały nakład rozszedł się jak najszybciej. Wiąże się to oczywiście z szybkim zwrotem poniesionych kosztów (i oczywiście zyskiem) jak również nieponoszeniem dodatkowych kosztów magazynowania (czyli kosztów tego, że książka zalega na półce czy w magazynie). Z drugiej jednak strony sytuacja w której książka znika z półek błyskawicznie i jest niedostępna nawet w obiegu wtórnym świadczy o tym, że nakład mógł być jednak nieco zbyt niski. Zaryzykuję więc twierdzenie, że przydałyby się dodruki tak co 8-10 lat. Osobiście stosuję taktykę, że jeśli jakaś niedostępna książka mnie interesuje, to piszę do wydawnictwa, które ją wydało, informując że byłbym chętny na dodruk. Wprawdzie mój pojedynczy głos nie jest pewnie zbyt wiele wart, jednak - jak uczy obserwacja mrówek - w ilości siła. Trochę więcej takich głosów i może uda się zachęcić wydawnictwo do reedycji. Czasami niestety wydawnictwa odpisują, że dodruków na pewno nie będzie, co wynika zapewne z kwestii praw autorskich, które trzeba by ponownie wykupić.

Cała nadzieja w Allegro i antykwariatach. Niestety, niektóre z tych ostatnich bardzo się wycwaniły i praktycznie każdą książkę, której nakład w księgarniach się wyczerpał, sprzedają w cenie przewyższającej cenę okładkową. Dotyczy to w szczególności unikatów, takich jak "Ślepy zegarmistrz" Dawkinsa, którego cena waha się od 100 do 130 złotych. Pozostaje więc jedynie zgrzytanie zębami, bo większości zainteresowanych na taki luksus po prostu nie stać.

Jedyne wyjście, jakie znalazłem z całej tej sytuacji to kupowanie na zapas. Niestety, w moim przypadku, na każdą przeczytaną książkę przypadają średnio dwie nowe. Efektem jest stale rosnąca liczba książek zalegających na mojej półce i czekających na swoją kolej. Przypomina mi to Prawo Murphy'ego dotyczące informatyki, które mówi, że usunięcie jednego błędu w programie powoduje powstanie dwóch kolejnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz