15 czerwca 2009

Alfred Russell Wallace - współtwórca teorii ewolucji

Dziś, w ramach obchodów Roku Darwina, pora na przyjrzenie się postaci Alfred'a Russel'a Wallace'a - zapomnianego współodkrywcy doboru naturalnego. Jak już pisałem niecałe dwa tygodnie temu, na polskim rynku ukazała się książka pt. "W cieniu Darwina", będąca wyborem fragmentów z książki "Darwinism". Jest to pierwsza w Polsce (nie licząc dwóch tytułów wydanych ponad 100 lat temu) - i niestety najprawdopodobniej ostatnia - książka mająca na celu przybliżyć postać i poglądy tego badacza. Prawdę mówiąc to planowałem odłożyć książkę na później, ale po odbiorze zamówienia okazało się, że po pierwsze nie jest ona zbyt obszerna (200 stron), a po drugie wybrane na chybił-trafił fragmenty okazały się bardzo ciekawe. Postanowiłem zabrać ja ze sobą na wyjazd weekendowy, co by sobie podróż umilić.

Książka zasadniczo podzielona jest na trzy części. Pierwsza z nich to bardzo krótki wstęp do książki, kończący się listą książek napisanych przez Wallace'a oraz książek napisanych o nim. Tutaj wychodzi pewien problem, gdyż ze spisu widzimy, że w 2002 roku ukazała się książka Michael'a Shermer'a pt. "In Darwin's Shadow : The Life and Science of Alfred Russel Wallace". Gdyby książka miała się kiedyś ukazać na polskim rynku, to pojawiłby się spory problem z tłumaczeniem tytułu, który pokrywa się z tytułem omawianej obecnie książki. Póki co jest to (niestety) problem wyimaginowany, bo nic nie wskazuje byśmy mieli się doczekać książki Shermer'a u nas. Przejdźmy więc dalej.

Druga część książki to ok. 50-stronicowy esej prezentujący postać Wallace'a, omawiający jego poglądy oraz kolejne pisane przez niego książki (nadmienię tutaj, że autorem eseju, a także tłumaczenia, jest Marcin Ryszkiewicz - pracownik PAN, autor książek popularnonaukowych, m.in. "Ewolucja. Od Wielkiego Wybuchu do Homo Sapiens", "4 miliardy lat. Eseje o ewolucji"). Wallace jest dzisiaj postacią nieco zapomnianą - przynajmniej w naszym kraju mało kto kojarzy go z teorią ewolucji, a jest on przecież jej współtwórcą. Równolegle z Darwinem odkrył dobór naturalny. To jego list z 1858 roku skłonił Darwina do opublikowania swojej teorii. Poglądy obu panów zostały ogłoszone w tym samym momencie, dnia 1 lipca 1858, w Towarzystwie Lineuszowym. Wallace, podobnie jak Darwin, był przyrodnikiem podróżującym po świecie - zajmował się badaniem przyrody Archipelagu Malajskiego. To tam, podczas wysokiej gorączki i rozmyślań o pracach Thomas'a Malthus'a doszedł do koncepcji doboru naturalnego. Wallace był - jak pisze pan Ryszkiewicz - przekonany o istnieniu ewolucji już w 1848 roku, kiedy wyruszał na wyprawę do Amazonii. Wszystko za sprawą wydanej anonimowo w 1844 książki "Vestiges of the Natural History of Creation". Głosiła ona zmienność gatunków, jednak spotkała się z bardzo krytycznym przyjęciem, zarówno ze strony duchownych jak i naukowców, którzy zarzucali jej "braki merytoryczne i spekulacje". Książka ta podkopała bardzo wiarę Darwina w tworzoną przez niego, już wtedy od wielu lat, teorię. Wszystko za sprawą jej negatywnego przyjęcia, które napełniło Darwina obawami przed opublikowaniem (bynajmniej nie anonimowym) swoich odkryć. Wallace'a jednak książka przekonała - był pewien, że ewolucja zachodzi, nie potrafił jednak odnaleźć mechanizmu, który by ją powodował. Tym mechanizmem był właśnie "dobór naturalny". Widać tutaj olbrzymią różnicę między Darwinem, który przez wiele lat przeprowadzał eksperymenty i gromadził dowody mające na celu ostateczną weryfikację jego koncepcji, a Wallace'm który po prostu oparł się na obserwacjach i uznał dobór naturalny za koncepcję potrafiącą wystarczająco dobrze wyjaśnić to co obserwował. Po opublikowaniu "O powstawaniu gatunków" Wallace stał się gorącym rzecznikiem darwinizmu. Co ciekawe, zdawał się on umniejszać swoje prawa do odkrycia, sam propagując użycie terminu "darwinizm". Darwin z kolei nie miał wątpliwości co do tego, że obaj są współautorami odkrycia, które nazwał "ich wspólnym dzieckiem". Dlaczego więc Wallace został niejako zapomniany jako odkrywca ewolucji? Sądzę, że w dużej mierze zawdzięcza to swoim późniejszym poglądom nie mającym wiele wspólnego z nauką. Otóż w miarę upływu czasu Wallace coraz bardziej fascynował się spirytyzmem, uznając nawet wpływ bliżej nieokreślonych sił nadnaturalnych za element niezbędny do wyewoluowania człowieka. Uznawał Wszechświat za stworzony właśnie po to, by mogło w nim wyewoluować inteligentne życie, Ziemia miała być położona w uprzywilejowanym miejscu w pobliżu centrum Wszechświata, które miało być miejscem szczególnie korzystnym do powstania życia. Pan Ryszkiewicz broni tutaj Wallace'a pokazując, że przyjęte przez niego dodatkowe założenia nie były sprzeczne z wyznawaną potęgą doboru naturalnego (Wallace był skrajnym selekcjonistą, odrzucał np. koncepcję doboru płciowego głoszoną przez Darwina). Był to po prostu dodatkowy czynnik, który miał "wspomagać" dobór naturalny w momentach kiedy dobór ten okazywał się bezsilny.

Trzecia, najistotniejsza część książki to wybór fragmentów z "Darwinism" - chyba najważniejszego dzieła Wallace'a poświęconej ewolucji. Wybrane fragmenty zajmują 130 stron - jak na moje oko jest to około 1/4 albo 1/5 książki Wallace'a. Tekst opatrzony jest licznymi przypisami redakcyjnymi, przede wszystkim przybliżającymi postacie badaczy o których mowa w tekście. Wywód Wallace'a jest niezwykle ciekawy i wciągający (po części jest to niewątpliwie duża zasługa współczesnego tłumaczenia). Wallace omawia walkę o byt, kwestię tego czym są gatunki, zagadnienie ubarwienia u zwierząt, rozmieszczenie geograficzne oraz inne tematy związane z ewolucją. Oczywiście nie należy traktować tego jako wykładu o współczesnej teorii ewolucji, bo choć w ogólności koncepcje Wallace'a są słuszne, a liczne przykłady i obserwacje przyrodnicze nadzwyczaj trafne, to pod względem szczegółów wiele stwierdzeń jest po prostu błędnych (jednym z bardziej oczywistych przykładów jest pogląd o nieprzemieszaniu się kontynentów). Chyba najciekawsze są wspomniane obserwacje przyrodnicze, wykorzystywane jako ilustracje omawianych zagadnień ewolucyjnych. Dopiero na końcu książki ujawniają się spirytystyczne zapędy autora:
Te specyficzne własności, o których tu mówiliśmy, jasno wskazują na istnienie u człowieka czegoś szczególnego, co nie wywodzi się od naszych zwierzęcych przodków - czegoś, co najlepiej określić można jako pierwiastek duchowy, zdolny w sprzyjających warunkach do progresywnego rozwoju. (...) Tylko tak możemy pojąć, że pasja szukania prawdy, uniesienie towarzyszące uczuciu piękna, głód sprawiedliwości i podziw towarzyszący przejawom bezinteresownego poświęcenia są dziełem drzemiącej w nas wyższej natury, która nie powstała za sprawą ewolucyjnej walki o byt. (...)
"Specyficzne własności", o których pisze Wallace to zdolności matematyczne, muzyczne czy malarskie, które, jak dowodzi, nie mogły powstać na drodze doboru naturalnego, gdyż nie są to zdolności od których zależało nasze przeżycie. Dalsze fragmenty wyraźnie pokazują, że dla Wallace ten pogląd o duchowości człowieka jest po prostu ucieczką przed światem pozbawionym celu.

"W cieniu Darwina" okazała się o wiele ciekawszą książką, niż początkowo sądziłem. Jeśli reszta "Darwinism" jest tak ciekawa, jak jej wybrane fragmenty zamieszczone w tym wydaniu, to pozostaje żałować, że nie dane nam było przeczytać całości. Obawiam się jednak, że byłoby to niewykonalne z punktu widzenia ekonomicznego. Taką grubą książkę przeczytałaby pewnie grupka osób zainteresowanych historią nauki i ewolucją, a skrócone wydanie ma o nieco większe szanse na trafienie do szerszego grona osób (choć obawiam się, że tak się nie stało i że WUW dołożyło trochę pieniędzy do tego "interesu"). No cóż, trzeba się cieszyć tym co dostaliśmy, bo naprawdę jest to kawałek wciągającej lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz