26 grudnia 2009

"Nasza wewnętrzna menażeria" - Neil Shubin

Popełniłem błąd. Kiedy kilka miesięcy temu Prószyński i S-ka wydał książkę "Nasza wewnętrzna menażeria" ("Your inner fish") Neila Shubina właściwie całkowicie ją zignorowałem. No, może nie całkowicie, bo pokusiłem się o jej przejrzenie w księgarni, ale jakimś dziwnym trafem nie uznałem tej książki za godną uwagi. Refleksja przyszła podczas czytania Coyne'a (patrz poprzedni wpis), który odwoływał się właśnie do tej książki Shubina. Udałem się więc do księgarni, by po raz kolejny przejrzeć książkę i doszedłem do wniosku, że za pierwszym razem musiałem mieć chyba jakieś zaćmienie umysłowe, że uznałem ją za nieciekawą. Na szczęście jest to jeden z tych błędów, które bardzo łatwo naprawić - co też uczyniłem.

Neil Shubin jest jednym z odkrywców Tiktaalika - formy przejściowej między rybami a płazami. "Nasza wewnętrzna menażeria" została napisana po dokonaniu tego odkrycia. Książka liczy sobie niecałe 200 stron. Pomimo niewielkiej objętości autorowi udało się w niej upchnąć aż 11 rozdziałów, a także krótki wstęp, epilog, szczegółowo opisaną bibliografię, podziękowania oraz całe mnóstwo ilustracji. Książka porusza tematykę z pogranicza paleontologii, embriologii, genetyki i anatomii porównawczej. Zabrzmiało bardzo fachowo? Bez obaw, Shubin pisze przystępnym językiem i nie trzeba mieć jakiegokolwiek przygotowania teoretycznego ze wspomnianych dziedzin, żeby zrozumieć książkę. Tak właściwie to jest to bardzo ciekawe wprowadzenie do tych dziedzin (z wyjątkiem może genetyki - tutaj w sumie dobrze jest coś wiedzieć). To co najbardziej mnie uderzyło w książce to ciekawy i oryginalny dobór tematyki - właściwie cała książka pokazuje podobieństwa pomiędzy ciałem ludzi i innych zwierząt. Autor nie ogranicza się tutaj - wbrew angielskiemu tytułowi - do porównań z rybami, ale idzie dalej pokazując podobieństwa łączące nas z owadami, meduzami czy gąbkami. Trudno tu mówić o podobieństwie anatomicznym, dlatego też autor sięga do genetyki, pokazując że prostsze wersje naszych genów obecne były już u tych najprostszych zwierząt (a nawet u organizmów jednokomórkowych). Osobne rozdziały poświęcone są m.in. dłoniom, zębom, głowie, oczom, uszom, węchowi. Spory udział w książce ma też opis samego Tiktaalika oraz przebiegu wypraw, które doprowadziły do jego odkrycia. O ile opisy wypraw paleontologicznych i różnych przygód przeżytych w terenie są bardzo ciekawe, o tyle pełne emocjonalnych uniesień opisy sekcji zwłok i godzin spędzonych w prosektorium nijak do mnie nie przemawiają. Uprzedzam po prostu, że książka zawiera sporo fragmentów o charakterze pamiętnikarskim, co jednak wychodzi jej na plus (pomimo opisu sekcji :) ).

Jeśli na podstawie powyższego opisu nie jesteście pewni, czy warto czytać książkę to polecam odwiedzić oficjalną stronę internetową Tiktaalika i książki. Znajdziecie na niej liczne zdjęcia (zarówno z wypraw terenowych jak i z laboratoriów oraz muzeów), ilustracje z książki zamieszczone w formie slajdów Power Pointa, rysunki Tiktaalika, zdjęcia jego rekonstrukcji, trójwymiarowe modele znalezionych kości, opisy ekspedycji i wiele więcej. Z mojej strony to tyle.

23 grudnia 2009

"Ewolucja jest faktem" - Jerry A. Coyne

Patrząc na listę książek popularnonaukowych wydanych w ostatnim czasie na naszym rynku czuję się rozpieszczony. Oczywiście, nie mówię o totalnym zalewie rynku, bo przecież grupa docelowa takiej literatury obejmuje raczej niewielką część społeczeństwa. Tym bardziej cieszy fakt, że doczekujemy się polskich wydań książek zaledwie kilka miesięcy po ich światowej premierze. I tak na przykład "Ewolucja jest faktem" ("Why evolution is true") wydana została u nas niecałe 10 miesięcy po ukazaniu się na zachodzie. Może nie było to błyskawiczne tempo, niemniej jednak jest to szybkie wydanie, za co wydawnictwu Prószyński i S-ka należą się - po raz kolejny - słowa uznania. Książka wydana została w ramach serii "Na ścieżkach nauki", liczy sobie 304 strony i kosztuje 40 złotych.

"Ewolucja jest faktem" stanowi przegląd dowodów potwierdzających prawdziwość ewolucji. Kolejne rozdziały - jest ich dziewięć - poświęcone są różnym aspektom teorii ewolucji. Coyne omawia kolejno zapis kopalny, narządy szczątkowe i embriologię, biogeografię, dobór naturalny, dobór płciowy, specjację gatunków, a na sam koniec zostawia kwestię ewolucji człowieka. Podchodząc do nowego zagadnienia autor rozpoczyna od postawienia predykcji, do których prowadzi założenie o prawdziwości teorii ewolucji. Po dokładnym ustaleniu czego tak naprawdę powinniśmy oczekiwać przechodzi do analizy faktów, które potwierdzają doskonale to co wynika z przewidywań. Coyne jest również bezlitosny dla kreacjonistów - po opisaniu dowodów pyta jak kreacjonizm jest w stanie dany zbiór faktów wytłumaczyć. Nie jest chyba żadnym zaskoczeniem, że właściwie wszystkie zaobserwowane przez nas fakty dotyczące świata żywego nie mają najmniejszego sensu w świetle koncepcji kreacjonistycznych, które praktycznie zawsze sprowadzają się do "nieprzewidywalnych kaprysów stwórcy". Jak słusznie zauważa Coyne, wszystko wskazuje na to, że stwórca chciał, by życie wyglądało tak, jakby powstało w drodze ewolucji.

Książkę czyta się rewelacyjnie. Przystępny styl i powalająca wręcz masa ciekawych faktów nie pozwalają się nudzić. Zamieszczona na końcu książki bibliografia podzielona została na dwie części: naukową, o którą oparta została książka oraz uzupełniającą, która zawiera listę książek i artykułów popularnonaukowych umożliwiających dalsze poszerzanie swojej wiedzy. Dodatkowym plusem są, umieszczane w przypisach na dole strony, linki do stron internetowych ilustrujących omawiane zagadnienia (najczęściej jest to YouTube), aczkolwiek część z nich już jest nieaktualna (za co oczywiście nie można winić autora).

Niestety, tak jak nie ma róży bez kolców, tak i książka Coyne'a nie jest wolna od wad. Ja muszę się przyczepić do dwóch rzeczy. Po pierwsze, autor czasami upraszcza. Takie uproszczenia są w wielu miejscach korygowane przez przypisy tłumaczy. Nie są to oczywiście jakieś rażące uproszczenia, zmieniające ogólną wymowę dowodów, niemniej jednak diabeł tkwi w szczegółach i w książce, która stawia sobie za cel rzetelne przedstawienie dowodów potwierdzających ewolucję nie powinno ich być. Ja sam przyłapałem autora na uproszczeniu, które pojawiło się w dwóch miejscach książki i którego tłumacze nie skorygowali. Skorzystam więc z okazji, by to teraz zrobić. Otóż Coyne, mówiąc o zapisie kopalnym, pisze że oczekujemy chronologicznego następstwa wszelkich organizmów i form pośrednich (czyli nie oczekujemy, że królik pojawi się w warstwach prekambryjskich). Podaje liczne przykłady takich sprawdzonych przepowiedni, w tym przykład Sphecomyrma freyi - formy przejściowej między osami a współczesnymi mrówkami. Coyne pisze, że znaleziona forma przejściowa miała taki wiek jakiego oczekiwano oraz "cechy niemal idealnie pośrednie [między osami a mrówkami - dop. moje] i zgodne z entomologicznymi prognozami". Niestety, nie do końca tak było. Owszem, Sphecomyrma freyi ma cechy pośrednie między osami i mrówkami, ale jej cechy nie są do końca zgodne z tym co prognozowali entomologowie:
Sphecomyrma wykazuje większość cech, którymi na podstawie badań morfologicznych reszty Formicidae miał się charakteryzować hipotetyczny przodek mrówek. Gatunek ten różni się tylko pod jednym ważnym względem: jego pomostek jest taki, jak u mrówek, natomiast żuwaczki są podobne do żuwaczek os - są bardzo krótkie i opatrzone jedynie dwoma zębami. Spodziewaliśmy się akurat odwrotnych stosunków. Sądziliśmy, że żuwaczki, które dla robotnic mrówek są głównym narzędziem pracy i które w obrębie współczesnych Formicidae wykazują krańcową zmienność w zależności od rodzaju pożywienia, już wcześnie w procesie ewolucji grupy powinny ulec zmianie w stosunku do prymitywnego stanu, charakterystycznego dla os. [E.O.Wilson, "Społeczeństwa owadów", str. 46]
Oczywiście, jest to drobiazg i nijak nie zmienia wymowy dowodów - po prostu entomolodzy pomylili się w przewidywaniach, bo nie można przewidzieć ze 100% pewnością jak przebiegała (bądź jak będzie przebiegać) ewolucja danego gatunku. To jest jednak doskonały przykład uproszczenia szczegółów na jakie pozwala sobie Coyne. Nic poważnego, ale można było zadbać o takie drobiazgi.

Nie wiem pod czyim adresem skierować kolejny zarzut - wydawcy polskiego czy zachodniego. Książka zaopatrzona jest w liczne rysunki i zdjęcia. Niestety, większość zdjęć jest tak ciemna, że w ogóle (albo prawie w ogóle) nie widać na nich tego, co mają przedstawiać. Dobrym przykładem są tutaj prawie nieczytelne zdjęcia ze stron 66, 67 i 105. Rysunki są już lepsze, choć część z nich sprawia wrażenie nieco rozmytych i również odrobinę za ciemnych.

Podsumowując, książka jest pozycją obowiązkową dla każdej osoby zainteresowanej biologią i tematyką popularnonaukową. Dla mnie osobiście okazała się tym, czego spodziewałem się po "Ślepym zegarmistrzu" Dawkinsa. Nie ma tu żadnych mętnych rozważań o komputerowych biomorfach, żadnego "można sobie wyobrazić" - są fakty, fakty i jeszcze raz fakty. Z niecierpliwością czekam na najnowszą książkę Dawkinsa. Jej tematyka ma być dokładnie identyczna i ciekaw jestem kto wypadnie lepiej w tej "konfrontacji". Coyne ustawił poprzeczkę wysoko.

22 grudnia 2009

O rzekomym wpływie ewolucji na poglądy Hitlera, czyli garść faktów które każdy powinien znać

Jakiś czas temu PZ Myers ogłosił mini-konkurs na swoim blogu. Poprosił swoich czytelników o sformułowanie odpowiedzi na dwa pytania, a właściwie na dwa "zarzuty" wysuwane przeciwko ewolucji przez kreacjonistów. Pierwszy z nich to powtarzane jak mantra stwierdzenie, że poglądy nazistowskie wywodzą się z poglądów ewolucyjnych. Ciężko to nazwać zarzutem pod adresem teorii naukowej, to najzwyklejsze w świecie oszczerstwo. Nawet gdyby to była prawda - ale nie jest, o czym już za chwilę - to w żaden sposób nie obalałoby to twierdzeń teorii. Drugi zarzut to stwierdzenie, że procesy ewolucyjne nie mogą prowadzić do wzrostu złożoności. To już konkretny zarzut, który może być rozstrzygnięty empirycznie. I został, z korzyścią dla ewolucji, czego IDioci nie potrafią przyjąć do wiadomości. Konkurs został niedawno rozstrzygnięty. Zmotywowany najnowszym polskim wydaniem "O powstawaniu człowieka", postanowiłem przetłumaczyć zwycięską odpowiedź na pierwsze pytanie. Dalszy tekst pochodzi z Pharynguli (zachęcam do zapoznania się również z odpowiedzią na drugie z pytań).

Czy ewolucja była znaczącym i niezbędnym czynnikiem kierującym myślą nazistowską?

Nie. Po pierwsze, jak jasno wynika ze szczegółowej lektury Mein Kampf, bełkotliwe wynurzenia Hitlera na temat natury powielają dobrze znane kreacjonistyczne kaczki dziennikarskie, wliczając w to fałszywy pogląd o statyczności gatunków, a także dowodzenie przez Hitlera, że zdolne do życia i płodne hybrydy międzygatunkowe nie mogą istnieć, co zostało dobitnie obalone w następującym artykule naukowym (jednym z wielu):

Speciation By Hybridisation In Heliconius Butterflies, by Jesús Mavárez, Camilo A. Salazar, Eldredge Bermingham, Christian Salcedo, Chris D. Jiggins and Mauricio Linares, Nature, 441: 868-871 (15th June 2006)

Ponadto, najzwyklejsze przejrzenie Mein Kampf prowadzi do następującej statystki. Ilość powtórzeń poszczególnych słów kluczowych jest następująca:

"Darwin" : ZERO

"Wszechmogący" : 6

"Bóg" : 37

"Stwórca" : 8

Hitler był zainspirowany antysemickimi bredniami Lanz'a von Liebenfels, który był pozbawionym habitu mnichem i którego magnus opus nosiło tytuł "Teozologia, czyli doniesienia o sodomickich małpo-ludziach oraz boski elektron" (*) . Była to wypaczona biblijna egzegeza, przedstawiająca nową wersję Ukrzyżowania oraz zawierająca średniowieczny bestiariusz pełen wytworów bujnej wyobraźni Liebenfelsa.

Ponadto naziści umieścili podręczniki biologii ewolucyjnej na swojej liście książek o charakterze wywrotowym, które mają zostać spalone. Dobrze widać to w tym miejscu, gdzie możemy przeczytać, że w 1935 nazistowskie wytyczne dotyczące książek wywrotowych zawierały następujący punkt:

6. Schriften weltanschaulichen und lebenskundlichen Charakters, deren Inhalt die falsche naturwissenschaftliche Aufklärung eines primitiven Darwinismus und Monismus ist (Häckel).

Co w tłumaczeniu oznacza:

Pisma filozoficznej i społecznej natury, które poruszają temat fałszywych naukowych wyjaśnień prymitywnego darwinizmu i monizmu (Häckel).

Dowody są zatem jednoznaczne. Nazizm nie był inspirowany ewolucją. W gruncie rzeczy wiele prac Hitlera ma wydźwięk kreacjonistyczny. Naziści niszczyli książki poświęcone ewolucji, jako mające charakter wywrotowy (na co z pewnością miałoby ochotę wielu współczesnych kreacjonistów), a nazistowski pogląd na biosferę jest całkowicie rozbieżny z teoriami ewolucyjnymi i zawiera tak niedorzeczne poglądy jak "oczyszczenie" rasy poprzez ustanowienie monokultury co jest całkowitą antytezą koncepcji ewolucyjnych opierających się na różnorodności genetycznej.

* - w oryginale tytuł brzmi "Theozoologie oder die Kunde von den Sodoms-Äfflingen und dem Götter-Elektron". Czy ktoś może potwierdzić, że przetłumaczyłem poprawnie "Götter-Elektron" ?

Cudowne objawienie


Tak z okazji świąt, cudowne objawienie Maryi. Komentarz chyba zbędny?

16 grudnia 2009

Trzeci szympans

Postanowiłem ostatnio wykosztować się na zakup na allegro dwóch książek brakujących w mojej kolekcji. Pierwszą z nich był opisany w poprzednim wpisie "Ślepy zegarmistrz". Drugą jest "Trzeci szympans" Jareda Diamonda. Za książkę zapłaciłem więcej niż za "Ślepego zegarmistrza", ale tym razem z czystym sumieniem mogę napisać, że naprawdę było warto te pieniądze wydać.

"Trzeci szympans" to książka z pogranicza antropologii, etnografii, biologii ewolucyjnej, paleontologii, historii i językoznawstwa (i pewnie jeszcze kilku dziedzin o których zapomniałem). Diamond opisuje historię naszego gatunku - właśnie tytułowego trzeciego szympansa - od początku naszej ewolucyjnej historii (oddzielenie od linii szympansów jakieś 7 milionów lat temu). W dziewiętnastu rozdziałach porusza zagadnienia takie jak nasze podobieństwo do małp, Wielki Skok (nagłe pojawienie się kultury jakieś 40 tysięcy lat temu, a wraz z nią gwałtownego rozwoju cywilizacji ludzkich), ludzka seksualność (w tym cudzołóstwo i dobór partnerów), nasz cykl życiowy, starzenie się, sztuka, mowa i język (rozprzestrzenianie się języków po świecie oraz metody rekonstrukcji ewolucji języka), udomowienie zwierząt i roślin, ludobójstwo i wreszcie niszczenie przez nas środowiska w którym żyjemy. Przy okazji dwóch ostatnich tematów Diamond dyskutuje także nad kwestiami stosowanej przez nas etyki, pozwalającej np. usprawiedliwiać lub ignorować ludobójstwa. Trzeba przyznać, że jak na książkę liczącą "zaledwie" 500 stron tematyka jest bardzo rozległa, a do tego zdecydowana większość poruszanych zagadnień była dla mnie czymś nowym. Styl Diamonda jest bardzo przyjemny, lekki i ani przez chwilę nie pozwala się nudzić przy lekturze. Niebywała wręcz rozległość poruszanej tematyki to chyba największy atut książki. Kolejnym jest wiele ciekawych przykładów podawanych przez autora, głównie na podstawie jego własnych badań prowadzonych wśród plemion Nowej Gwinei.

"Trzeci szympans" momentami przypominał mi trochę "Regres człowieczeństwa" Konrada Lorenza, a to dlatego że autor nie kryje swojego zaniepokojenia kierunkiem w jakim zmierza nasza cywilizacji. Podobnie jak Lorenz, Diamond obawia się możliwej zagłady nuklearnej, a także zniszczenia przez nas środowiska naturalnego. O ile jednak to pierwsze zagrożenie może się w przyszłości spełnić, to w chwili obecnej się nie spełnia. To drugie natomiast - jak zauważa Diamond - spełnia się obecnie, a zniszczenie środowiska jest tak samo groźne w skutkach jak zagłada nuklearna. Cóż, przyznam że podzielam obawy autora. O ile jednak Diamond zdobywa się pod koniec książki na optymizm - podobnie zresztą jak Lorenz - o tyle ja osobiście nie widzę zbyt wielu powodów do pozytywnego patrzenia na przyszłość bioróżnorodności naszej planety.

Podobnie jak w przypadku "Ślepego zegarmistrza", książka została wydana przez PIW w 1998 (wydanie pierwsze w 1996) i szanse na jej wznowienie są właściwie zerowe (wydawca stracił prawa do tytułu o ile mi wiadomo). Allegro i antykwariaty to obecnie jedyna droga zdobycia książki. Dla mnie jednak "Trzeci szympans" okazał się być strzałem w dziesiątkę, a prawie 100 złotych wydane na książkę było jedną z bardziej udanych inwestycji książkowych w ostatnim czasie. Wydanie pierwsze można dostać już za jakieś 50 złotych. Jeśli wiec będziecie mieć okazję dorwać się do "Trzeciego szympansa", to ja z czystym sumieniem polecam.

*) Wydanie pierwsze można dostać znacznie taniej

UZUPEŁNIENIE

Pisząc recenzję wieczorem w pośpiechu zapomniałem o jednej ważnej uwadze. Otóż polski wydawca (a właściwie to chyba tłumacz - pan January Weiner) zdecydował się na bardzo dziwny i niezrozumiały dla mnie krok - usunął z książki całą oryginalną bibliografię podaną przez autora i zastąpił ją listą książek i artykułów o podobnej tematyce dostępnych na rynku polskim (autor wyraził zgodę na takie posunięcie). Argumentem było to, że podane przez autora artykuły naukowe i tak są dla większości polskich czytelników niedostępne (z czym ja się nie zgodzę - w dużych miastach każdy może skorzystać z bibliotek uczelni wyższych, które mają wykupiony dostęp do zagranicznych czasopism naukowych). W ten sposób polskiemu czytelnikowi odebrano jakąkolwiek możliwość wglądu w materiał źródłowy stosowany przez autora. Wynikowa lista polskich pozycji jest niestety dosyć uboga (w dużej mierze artykuły ze "Świata nauki"). O ile nie mam absolutnie nic przeciwko uzupełnieniu oryginalnej bibliografii listą książek dostępnych w Polsce, to chyba po raz pierwszy spotykam się z tak dziwnym posunięciem wydawcy.

13 grudnia 2009

Ślepy zegarmistrz

W 2007 roku na polskim rynku wydawniczym nastąpił istny boom na książki Richarda Dawkinsa. Na fali popularności "Boga urojonego", który narobił sporo szumu, doczekaliśmy się reedycji prawie wszystkich książek Dawkinsa wydanych wcześniej na naszym rynku. Prószyński i S-ka wznowił "Samolubny gen" (duże słowa pochwały za uaktualnienie książki do angielskiego wydania trzeciego, rozszerzonego by uczcić 30-lecie wydania książki), "Rozplatanie tęczy", "Wspinaczkę na Szczyt Nieprawdopodobieństwa" i "Fenotyp rozszerzony". CiS zafundował nam reedycję "Rzeki genów". Jedyne czego zabrakło to wznowienie "Ślepego zegarmistrza", wydanego wcześniej przez PIW (wydanie pierwsze w 1994, drugie w 1997). O ile mi wiadomo PIW utracił prawa do tego tytułu, tak więc reedycji być nie mogło. Postanowiłem w końcu wykosztować się na Allegro i kupić "Ślepego zegarmistrza" (ten, kto szukał wie, że ceny potrafią przekroczyć 100 PLN) celem uzupełnienia kolekcji.

Książka to całkiem spora cegiełka licząca sobie 500 stron. Składa się z krótkiej przedmowy i 11 rozbudowanych rozdziałów. Celem książki jest dowiedzenie słuszności ewolucji, poprzez wykazanie, że rozwiązuje ona w sposób bardzo elegancki wiele problemów biologii, które są niewyjaśnione w świetle koncepcji kreacjonistycznych. Zasiadłem do lektury niezwykle podekscytowany i... omal nie umarłem z nudów. Lista zarzutów wobec Dawkinsa będzie długa i nie wiem od czego zacząć. Po pierwsze, czytałem wcześniej wszystkie inne wydane u nas książki Dawkinsa i bardzo wiele fragmentów "Ślepego zegarmistrza" było mi znanych z innych książek. Po drugie argumentacja Dawkinsa bardzo mnie rozczarowała, głównie dlatego, że często jej po prostu brak! Ot, tak po prostu Dawkins serwuje gotowe wnioski, które czytelnik ma przyjąć na słowo. Zdarza mu się również opierać cały wywód jedynie na niezbyt przekonujących analogiach, zamiast sięgnąć do konkretnych przykładów znanych biologom. Zdarza się również, że Dawkins zapędza się za daleko w swojej retoryce. Na przykład, w przedostatnim akapicie książki autor pisze:
Niezależnie od tego, jak znikomo małe jest prawdopodobieństwo, że X powstało jednym skokiem z Y, zawsze można sobie wyobrazić nieskończenie stopniową serię stadiów pośrednich między nimi.
Niestety, przez sporą część ostatniego rozdziału Dawkins dowodził nieprawdziwości tej tezy (tzn. tego, że nie zawsze muszą pojawić się mutacje pozwalające na przejście z jednego stadium ewolucyjnego do innego, np. pozwalające na wyrośnięcie skrzydeł u świni). W tym zdaniu widać też często stosowany w "Ślepym zegarmistrzu" chwyt pt. "można sobie wyobrazić". Cóż, wyobrazić to sobie można dużo rzeczy, ale to jeszcze nie znaczy że dowodzi to ich istnienia (przypomina to trochę ontologiczny "dowód" istnienia boga). Książkę uratowały - przynajmniej w moich oczach - ostatnie cztery rozdziały z których miałem okazję dowiedzieć się trochę nowych rzeczy. Poświęcone są doborowi płciowemu, punktualizmowi (jak dla mnie chyba najciekawszy rozdział), systematyce organizmów żywych i wspomnianym już wcześniej mutacjom oraz dziedziczeniu cech nabytych.

Podsumowując, książka jako całość mnie rozczarowała. Fatalna argumentacja, powtórzenia z innych książek (tak właściwie to te inne książki powtarzają "Ślepego zegarmistrza", bo były napisane później), banalność poruszanych zagadnień - to wszystko sprawia, że raczej nie warto wydawać kosmicznych kwot pieniędzy na kupno książki na Allegro. Na szczęście cztery ostatnie rozdziały sprawiają, że nie mam o niej jednoznacznie negatywnej opinii, a czas nad nią spędzony nie wydaje się całkowicie zmarnowany. Spodziewałem się jednak o wiele więcej, szczególnie że "Ślepy zegarmistrz" jest niezwykle często cytowany w wielu książkach poświęconych biologii ewolucyjnej. Nie ukrywam, że przed polską premierą najnowszej książki Dawkinsa, "Ślepy zegarmistrz" wzbudził we mnie obawy. Mam nadzieję, że w "The Greatest Show on Earth" Dawkins zaprezentuje konkretną argumentację i więcej oryginalnego tekstu, bo jeśli po raz kolejny będę musiał czytać te same przykłady i metafory to chyba zanudzę się na śmierć. Na koniec zamieszczam link do bardziej obszernej, wnikliwej i bardziej krytycznej recenzji "Ślepego zegarmistrza". Niestety, większość zarzutów stawianych przez jej autora jest słuszna.

12 grudnia 2009

Przegląd nowości i zapowiedzi wydawniczych

Niestety brakuje mi ostatnio czasu na prowadzenie bloga. Skutkuje to zaległościami we wpisach - aktualnie na recenzję czekają, przeczytane niedawno, "Ślepy zegarmistrz" Dawkinsa i "Trzeci szympans" Jareda Diamonda. Na szczęście mam chwilę na krótki przegląd tego co ostatnio dzieje się na rynku wydawniczym - a dzieje się sporo.

Prószyński i S-ka wydał, w ramach tzw. czarnej serii, "Why evolution is true?" Jerry'ego A. Coyne'a. Polski tytuł to "Ewolucja jest faktem". Jestem po dwóch pierwszy rozdziałach, więc póki co wstrzymuję się z wyrokowaniem co do całości książki. Niemniej jednak dla osób zainteresowanych ewolucją jest to jedna z dwóch najważniejszych książek napisanych w tym roku. Cena: 39.90, ilość stron: 304.

Wydawnictwo Jirafa Roja uraczyło nas reedycją "O pochodzeniu człowieka" Karola Darwina. Wydanie ma ten sam format i szatę graficzną co wcześniejsze wydanie "O powstawaniu gatunków" z tego wydawnictwa. Podobnie jak poprzednio brak jest jakiegokolwiek komentarza naukowego. Mam nadzieję, że pod względem korekty książka prezentuje się lepiej, niż wołające o pomstę wydanie "O powstawaniu..." (przeglądając książkę w Empiku wyłapałem literówkę w spisie treści, co nie wróży najlepiej). No i spójrzcie jak wydawnictwo "reklamuje" książkę:
(...) Zawarty w tej opublikowanej w 1871 roku rozprawie determinizm ewolucyjny oraz obraz bezwzględnej walki o byt posłużył wprawdzie niejednemu przywódcy państw totalitarnych, zwłaszcza Hitlerowi, do usprawiedliwiania zbrodniczych poczynań, ale Darwin był przede wszystkim uczonym, który, posługując się aparatem badawczym dostępnym dziewiętnastowiecznemu przyrodnikowi, sformułował szereg wniosków o charakterze rewolucyjnym, podobnie jak rewolucjonistą był Kopernik, ogłaszając swoją teorię heliocentryczną. Czy jednak sugestywne argumenty Darwina mają wartość żelaznych dowodów? Na ten temat Czytelnik musi wyrobić sobie własne zdanie.
Może to i lepiej, że nie zabrali się za pisanie komentarza naukowego do książki, bo po takim opisie to ręce opadają. Cena: 29.90, ilość stron: 250.

Wczoraj wypatrzyłem w Empiku, wydaną przez PWN, książkę "Wielcy przyrodnicy" opisującą postacie 40 największych przyrodników, począwszy od starożytności, poprzez renesans, oświecenie aż do końca XIX wieku. Jest więc Darwin (Karol, jak i Erazm), Lamarck, Asa Gray, Cuvier czy Lineusz. Pod względem wydania książka powala na kolana - fenomenalnej jakości papier (nie kredowy!) i mnóstwo kolorowych ilustracji zaczerpniętych w dużej mierze ze zbiorów londyńskiego Muzeum Historii Naturalnej. Pod względem merytorycznym wypowiem się dopiero po przeczytaniu, ale już dla samych ilustracji warto mieć tą książkę. Cena: 99.00, a więc nie ukrywajmy drogo. Udało mi się jednak dostać ją w antykwariacie za 46, także wystarczy dobrze poszukać. Ilość stron: 304. Twarda oprawa.

W połowie stycznia Prószyński i S-ka wyda "Strzelby, zarazki, maszyny. Losy ludzkich społeczeństw" Jareda Diamonda. Po lekturze "Trzecie szympansa" już nie mogę się doczekać kolejnej książki tego autora. Planowana cena: 45,00 (dużo, ale można to usprawiedliwić objętością - 424 strony).

No i cały czas czekamy na "The Greatest Show on Earth: The Evidence for Evolution", najnowszą książkę Richarda Dawkinsa zapowiedzianą przez CiS. To jest ta druga najważniejsza tegoroczna książka dla fanów ewolucji. Cena nieznana, ilość stron nieznana, data wydania nieznana. Pozostaje czekać, albo sprowadzać.