Pisałem już kilkukrotnie o Richardzie Dawkinsie i jego książkach. Jest on osobą bardzo znaną. Jednocześnie budzi sporo kontrowersji. Dziś postanowiłem przyjrzeć się niektórym zarzutom wysuwanym pod jego adresem.
Pierwszy zarzut to upraszczające podejście do zagadnień naukowych prezentowanych w książkach. No cóż, w moim odczuciu są dwie strony medalu. Jedna jest taka, że Dawkins pisze po prostu książki popularnonaukowe, których celem jest popularyzacja nauki. Z definicji oznacza to konieczność zastosowania pewnych uproszczeń, żeby najzwyczajniej w świecie czytelnika nie zanudzić lub nie namącić mu w głowie. Takie podejście stosują chyba wszyscy popularyzatorzy nauki - podają esencję, bez wnikania w zbędne szczegóły. Jest jednak druga strona medalu. Niektóre uproszczenia mogą zmieniać postać omawianego zagadnienia i wprowadzać czytelnika w błąd. Pisałem już o takich uproszczeniach we "Wspinaczce na Szczyt Nieprawdopodobieństwa". Uważam, że pretensje z powodu stosowania tego typu uproszczeń są całkowicie uzasadnione. Ponadto Dawkins czasami posługuje się dosyć kiepskimi argumentami albo zakłada że "tak musiało się stać" bez dokładniejszego wyjaśnienia. To trochę przykre, że zamiast poświęcić stronę albo dwie na zgłębienie jakiegoś zagadnienia czy przytoczenie konkretnych argumentów, zbywa problem skrótami myślowymi. No cóż, jak widać jest niezłym naukowcem, ale do Darwina mu jeszcze sporo brakuje. Z drugiej strony, nie trafiłem jeszcze w żadnej z czytanych przeze mnie książek Dawkinsa (zaznaczam, że nie czytałem wszystkich) na takie uproszczenia, które w sposób diametralny zmieniałyby aspekt omawianego zagadnienia (chyba, że czegoś nie wychwyciłem - dopuszczam własną omylność). Swoją drogą, to Dawkins sam często krytykował innych naukowców za uprawianie - jak on to określa - "złej poezji nauki". Szkoda, że niektóre jego słowa można również podciągnąć pod tę etykietkę. No cóż, nikt nie napisał jeszcze książki idealnej. Na szczęście książki Dawkinsa - pomimo czasami zbytnich uproszczeń - zaliczają się do bardzo dobrych.
Pierwszy zarzut to upraszczające podejście do zagadnień naukowych prezentowanych w książkach. No cóż, w moim odczuciu są dwie strony medalu. Jedna jest taka, że Dawkins pisze po prostu książki popularnonaukowe, których celem jest popularyzacja nauki. Z definicji oznacza to konieczność zastosowania pewnych uproszczeń, żeby najzwyczajniej w świecie czytelnika nie zanudzić lub nie namącić mu w głowie. Takie podejście stosują chyba wszyscy popularyzatorzy nauki - podają esencję, bez wnikania w zbędne szczegóły. Jest jednak druga strona medalu. Niektóre uproszczenia mogą zmieniać postać omawianego zagadnienia i wprowadzać czytelnika w błąd. Pisałem już o takich uproszczeniach we "Wspinaczce na Szczyt Nieprawdopodobieństwa". Uważam, że pretensje z powodu stosowania tego typu uproszczeń są całkowicie uzasadnione. Ponadto Dawkins czasami posługuje się dosyć kiepskimi argumentami albo zakłada że "tak musiało się stać" bez dokładniejszego wyjaśnienia. To trochę przykre, że zamiast poświęcić stronę albo dwie na zgłębienie jakiegoś zagadnienia czy przytoczenie konkretnych argumentów, zbywa problem skrótami myślowymi. No cóż, jak widać jest niezłym naukowcem, ale do Darwina mu jeszcze sporo brakuje. Z drugiej strony, nie trafiłem jeszcze w żadnej z czytanych przeze mnie książek Dawkinsa (zaznaczam, że nie czytałem wszystkich) na takie uproszczenia, które w sposób diametralny zmieniałyby aspekt omawianego zagadnienia (chyba, że czegoś nie wychwyciłem - dopuszczam własną omylność). Swoją drogą, to Dawkins sam często krytykował innych naukowców za uprawianie - jak on to określa - "złej poezji nauki". Szkoda, że niektóre jego słowa można również podciągnąć pod tę etykietkę. No cóż, nikt nie napisał jeszcze książki idealnej. Na szczęście książki Dawkinsa - pomimo czasami zbytnich uproszczeń - zaliczają się do bardzo dobrych.
Drugi zarzut na jaki się natknąłem to taki, że Dawkins tak naprawdę nic nowego nie odkrył i zdobył sławę wielkiego naukowca bazując jedynie na osiągnięciach innych. Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale tytułu doktora nie dostaje się za cudze osiągnięcia. Dawkins ma na koncie prace naukowe, chociaż faktycznie największą sławę przyniosły mu pozycje popularnonaukowe. Dzięki nim osiągnął coś, co nie udaje się zbyt wielu naukowcom - zainteresował zwykłych ludzi nauką. To z kolei może bezpośrednio przełożyć się na ilość odkryć dokonanych w przyszłości przez osoby, których fascynacja nauką wyniknęła właśnie z prac Dawkinsa.
Na koniec zostawiłem sobie najczęstszy i najpoważniejszy zarzut. Chodzi o agresywną postawę Dawkinsa w kwestii religii. Wiele osób zarzuca mu, że stawiając mur pomiędzy tymi dwiema dziedzinami i otwarcie krytykując religię, zniechęca wielu religijnych ludzi do interesowania się nauką. Po raz kolejny widzę dwie strony medalu. Z jednej strony uważam, że w sensie merytorycznym Dawkins ma całkowitą rację. Religia nie może być traktowana jako wyjaśnienie otaczającego nas świata. Nie do zaakceptowania jest również idea osobowego boga, który wysłuchuje modlitw, karze za grzechy itd. Dawkins, w rozmowie z PZ Myersem, stwierdził: "skoro księża i ewangeliści mówią ludziom, że nauka i religia nie mogą iść w parze, to połowa pracy została już za nas wykonana. Teraz wystarczy pokazać tym ludziom dowody naukowe, żeby porzucili oni religię." Piękna wizja - szkoda, że nierealna. Osoba, która tkwi w religii raczej nie porzuci jej z dnia na dzień, nawet jeśli pokaże się jej dowody całkowicie przeczące temu w co wierzy - w końcu wiara religijna polega na trwaniu w niej pomimo faktów jej przeczących. Dawkins krytykuje postępowanie osób, które mówią ludziom, że nauka i religia mogą iść w parze i nie trzeba porzucać religii, by dopuszczać wyjaśnienia naukowe. Merytorycznie ma rację. Niestety, w przypadku osób, które nie miały styczności z nauką, a jedynie z religią (takich jest sporo w USA) takie kompromisowe podejście jako jedyne może prowadzić do sukcesu. Nie można oczekiwać, że ktoś z dnia na dzień porzuci wiarę. W tej kwestii oczekiwałbym powolnej ewolucji i dziwi mnie, że taki wybitny ewolucjonista, wielokrotnie podkreślający stopniowe działanie doboru naturalnego, oczekuje nagłej rewolucji. Być może miną jeszcze stulecia, zanim największe obecnie religie świata podzielą los dawnych wierzeń greckich i przejdą do lamusa. W tej kwestii potrzeba po prostu czasu na zmiany, przy czym nie można biernie czekać, aż one nadejdą. Trzeba aktywnie działać, aby zmiany stały się realne i to Dawkins robi bardzo dobrze.
Podsumowując, wiele z zarzutów stawianych czy to Dawkinsowi czy też jego książkom jest po części trafna. Nie są to jednak zarzuty na tyle poważne, by uczynić książki złymi albo nudnymi, a ich autora zdyskredytować jako dobrego naukowca. W kwestii religii trzeba pochwalić Dawkinsa za konsekwentne uświadamianie ludziom, że nauka i religia w jej obecnej formie po prostu nie mogą zostać pogodzone.
Podsumowując, wiele z zarzutów stawianych czy to Dawkinsowi czy też jego książkom jest po części trafna. Nie są to jednak zarzuty na tyle poważne, by uczynić książki złymi albo nudnymi, a ich autora zdyskredytować jako dobrego naukowca. W kwestii religii trzeba pochwalić Dawkinsa za konsekwentne uświadamianie ludziom, że nauka i religia w jej obecnej formie po prostu nie mogą zostać pogodzone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz