3 lipca 2008

Spokojny trekking czy VI.5+ ?

Niedawno skończyłem czytać "Wspinaczkę na Szczyt Nieprawdopodobieństwa" Richarda Dawkinsa. Jest to bardzo dobry moment do podzielenia się moimi uwagami. Książka ma charakter popularnonaukowy (co nie powinno być żadnym zaskoczeniem), a jej celem jest wyjaśnienie mechanizmów działania ewolucji. Tytułowy szczyt to metafora stworzona przez Dawkinsa. Otóż szczyt Góry Nieprawdopodobieństwa kryje się wysoko w chmurach. Z jednej strony góra posiada prawie pionowe zbocza i urwiska niemożliwe do pokonania. Od drugiej strony na jej szczyt prowadzi bardzo łagodny stok, który umożliwia wejście na samą górę. Podchodzenie tym łagodnym stokiem jest bardzo długie, ale łatwe, ponieważ polega na stawianiu malutkich kroków w łagodnym terenie, zamiast próby pokonywania olbrzymich urwisk. Tak właśnie działa ewolucja - wykonuje bardzo małe kroczki ku kolejnym, bardzo nieznacznym, ulepszeniom. Dzięki temu osiąga Szczyt Nieprawdopodobieństwa, taki jak oko czy skrzydło.

Książka porusza wiele zagadnień najczęściej nierozumianych w ewolucji. Nie ma tu jednego centralnego wywodu ciągnącego się przez całą książkę. Zamiast tego jest kilka zagadnień, każde omawiane w kilku rozdziałach połączonych wspólnym wątkiem. Przyznam, że "Wspinaczka na Szczyt Nieprawdopodobieństwa" jako całość nieco mnie rozczarowała. Najprawdopodobniej dlatego, że przez większość książki Dawkins porusza dosyć podstawowe zagadnienia ewolucji i wiele z nich nie było dla mnie niczym nowym. Nie mówię tutaj, że książka jest kiepska. Po prostu jej założeniem jest prezentacja wybranych, podstawowych zagadnień darwinizmu. W moim przypadku oznaczało to jedynie poszerzenie wiedzy z już poznanych koncepcji o kilka nowych przykładów. Na szczęście z końcowych rozdziałów dowiedziałem się bardzo dużo.

Na pewien minus dla książki zaliczyłbym kilka padających w niej stwierdzeń, które mogą wprowadzić czytelnika w błąd. Pierwsze które wzbudziło moją czujność znajduje się w rozdziale 3:
Cały DNA, jaki jest dzisiaj na świecie, przeszedł przez nieprzerwany łańcuch kolejnych pokoleń pomyślnie się rozmnażających przodków. Nie ma dwóch osobników, które posiadałyby identyczny DNA (z wyjątkiem bliźniąt jednojajowych). Możliwości przeżycia i rozmnażania się poszczególnych osobników zależą w dużej mierze od różnic między ich DNA. Warto powtórzyć, bo to bardzo ważne: DNA, który przepłynął całą rzekę czasu, jest tym DNA, który przez setki milionów lat zamieszkiwał ciała przodków, którym się powiodło. Mnóstwo niedoszłych przodków wymarło w młodości lub nie zdołało znaleźć partnerów. Ani grama ich DNA nie ma teraz na świecie.
To sugeruje, że jeśli jakiś osobnik umarł bezpotomnie, to jego geny nie zostały przekazane dalej. Jest to oczywiście nieprawda. Jeśli dany osobnik miał rodzeństwo, to każde z braci i sióstr miało statystycznie 50% jego genów. W przypadku wydania potomstwa przez to rodzeństwo, część genów - statystycznie 25% - osobnika, który zmarł bezpotomnie, zostanie przekazana temu potomstwu. Śmierć osobnika nie musi więc oznaczać wyeliminowaina wszystkich jego genów z puli.

Kolejne mylące stwierdzenie, powtarzane przez Dawkinsa kilkukrotnie, mówi że "nie można schodzić w dół Góry Nieprawdopodobieństwa". Oznacza to mniej więcej tyle, że ewolucja nie może się cofać, co mogłoby przykładowo umożliwiać wyjście ze ślepego zaułka (a takich jest w ewolucji dużo, o ile nie większość). Trzeba jednak wyraźnie podkreślić - a tego Dawkins nie zrobił, chyba, że mi to umknęło, choć byłem bardzo na tym punkcie wyczulony - że ewolucja w pewnym sensie cofa się. Mam tu na myśli narządy szczątkowe, a więc takie które przestały pełnić swoją pierwotną funkcję i obecnie zanikają jako nieużywane. Przykładem mogą być chociażby skrzydła u strusi czy kość ogonowa u człowieka. To są typowe przykłady, gdzie wcześniejsze osiągnięcia ewolucyjne zostają zarzucone, aby lepiej przystosować się do innych warunków czy trybu życia.

Wychwyciłem też w książce następujące zdanie, które postanowiłem opatrzyć szerszym komentarzem:
[Mitochondria] są to niewielkie twory żyjące wewnątrz komórek. Pochodzą od pasożytniczych bakterii, stały się jednak niezbędnym składnikiem wszystkich komórek, potrzebnym im do wytwarzania energii.
Mówiąc o "pasożytniczym pochodzeniu" Dawkins ma na myśli endosymbiotyczną teorię Lynn Margulis. Mówi ona, że organelle komórkek eukariotycznych, takie jak mitochondria i chloroplasty, powstały w wyniku endosymbiozy, czyli wchłonięcia jednych bakterii przez drugie. Ta koncepcja jest obecnie powszechnie akceptowana wśród biologów. Z tą teorią jest również powiązana jedna z całkiem prawdopodobnych teorii wyjaśniających powstanie płci. Otóż organelle komórkowe są przekazywane tylko w linii żeńskiej (mówię na przykładzie ssaków), tak więc mitochondria które znajdą się w ciele samca nie mają szans na przekazanie swoich genów dalej. Wspomniana teoria powstania płci mówi, że taki mechanizm wyewoluował w celu "poskromienia" samolubnych zapędów organelli. W momencie, gdy mitochondria przekazywane są tylko w linii żeńskiej, ich geny nie mogą między sobą konkurować. Taka samolubna konkurencja mogłaby zaszkodzić całemu organizmowi, czyli DNA należącym do komórek, które wchłonęły owe organelle. Kiedy tej konkurencji nie ma, mitochondria pracują wyłącznie na rzecz swoich "gospodarzy", nie wyrządzając im przy tym szkody. Kwestia mitochondriów jest omawiana przez Dawkinsa w "Rzece genów", James'a D. Watsona w "DNA. Tajemnica życia" oraz przez Lynn Margulis w "Symbiotycznej planecie" (w swoim czasie książki doczekają się omówienia na blogu).

No dobra, odbiegłem trochę od tematu. Przyznam, że
"Wspinaczka na Szczyt Nieprawdopodobieństwa" nie jest najlepszą z książek Dawkinsa, jakie czytałem. Nie oznacza to bynajmniej, że jest zła! Oceniam ją dobrze, ze względu na ciekawy materiał, przejrzystość i przystępność wywodu, liczne przykłady zachowań obserwowanych w przyrodzie i mnóstwo ilustracji (zapomniałem o tym wcześniej wspomnieć - ilustracji jest multum!). Trzeba tylko jasno podkreślić, że książka, z założenia, porusza bardziej podstawowe zagadnienia teorii ewolucji. Dlatego też osoby lepiej obeznane z tematem nie znajdą w niej tak wiele nowych koncepcji, jak mogłyby oczekiwać. Za pewne wady uznałbym wymienione wyżej drobne nieścisłości (być może są inne, które mi umknęły) oraz momentami nieco rozwlekły styl. Niemniej jednak jest to książka warta przeczytania. Jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości, to zachęcam do przeczytania tej recenzji - może ona pomoże w podjęciu decyzji co do lektury.

2 komentarze:

  1. Chciałem zauważyć że "Wspinaczka" jest wynikiem wykładów bożonarodzeniowych Dawkinsa w Royal Institution.
    Wykłady te można bezpłatnie pobrać tu http://richarddawkins.net/growingupintheuniverse

    a polskie tłumaczenie tu
    http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5734

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewolucja nigdy się nie cofa. Zanik (lub uwstecznienie), któregoś z narządów nie jest ,,cofaniem się” ewolucji (już samo to stwierdzenie zawiera błąd) lecz progresywnym zanikiem niepotrzebnego narządu, który to w efekcie staje się szczątkowy. Owy zanik jest realizowany nie za pomocą wstecznych mutacji (do takich niezbędny byłby genetyk), lecz nowych, powodujących uwstecznienie (najczęściej za pomocą inhibicji). Fenotypowy efekt daje złudzenie ,,cofania się”, ale jest ono realizowane za pomocąnowej drogi mutacyjnej. Dlatego delfiny nigdy nie będą miały skrzeli – ewentualnie może wyewoluować u nich funkcjonalny odpowiednik ale NIGDY nie będą to rybie skrzela. Zgodnie z ideą Dawkinsa nawet regres jakiegoś narządu jest więc kolejnym krokiem zbliżającym organizm do szczytu, nawet uwstecznienie w ewolucji jest postępem – choć wydaje się to złudne.

    OdpowiedzUsuń