Szukałem ostatnio w internecie pewnych informacji i zupełnie przypadkiem trafiłem na artykuł zatytułowany
"Dziury w ateizmie". Jest to wywiad z prof. Johnem Lennoxem, w którym relacjonuje on swoją debatę z Richardem Dawkinsem. Debata dotyczyła książki "Bóg urojony". Lennox reprezentował chrześcijański punkt widzenia, a Dawkins ateistyczny. Nie było większego problemu z odnalezieniem
treści debaty w internecie (gdyby ktoś miał problem z otworzeniem formatu mov proszę dać znać - dostarczę wersję w ogg lub mp3). Po przeczytaniu wywiadu i wysłuchaniu jak rzeczywiście brzmiała "debata" uznałem, że nie mogę zostawić kilku zawartych w artykule kłamstw i bzdur bez komentarza. Cytowane słowa należą do Johna Lennoxa (chyba, że zaznaczono inaczej), tekst pogrubiony to pytania od osoby prowadzącej wywiad.
Dzisiejsi nowi ateiści zdają się mówić: „nadszedł czas, żeby zakończyć ten szacunek dla ludzi wierzących”. Ich postawa niestety świadczy o pewnym braku szacunku dla ludzi w ogóle.
Po pierwsze, ateiści tak naprawdę mówią, aby skończyć z wykorzystywaniem wszelkich wierzeń (zarówno tych wymyślonych przez pisarza science-fiction w latach 50-tych XX wieku, jak i tych stworzonych przez pasterzy bydła kilka tysięcy lat temu) do tłumaczenia praw rządzących naszym światem. Nie może też być tak, że religie stanowią argument w podejmowaniu decyzji, od których zależy życie tysięcy ludzi. Po drugie, to wiele osób wierzących, każdą krytykę swojej wiary traktuje jako brak szacunku. Często ktoś uchyla się od odpowiedzi na jakiś zarzut stawiany religii stwierdzeniem "taka jest moja wiara, nie powinieneś krytykować moich osobistych przekonań". Tymczasem religię można krytykować tak samo jak politykę czy decyzje Leo Beenhakkera. Co więcej, niezwykłe twierdzenia wymagają niezwykłych dowodów. Jeżeli ktoś twierdzi, że martwy człowiek może ożyć, że człowiek może nie mieć ojca albo że Księżyc to bukłak zawieszony na czubkach drzew to są to z pewnością niezwykłe twierdzenia niezgodne z tym co wszyscy dobrze oglądamy na co dzień (dogmat o niepokalanym poczęciu jest akurat efektem błędu w tłumaczeniu - jeśli znajdę czas napiszę o tym więcej). Wymagają więc albo dowodów (których brak) albo postawienia na równi z grecką mitologią czy książkami Tolkiena, jako zwykłymi wytworami ludzkiej wyobraźni. Postawa ateistów zdecydowanie nie świadczy o braku szacunku dla ludzi w ogóle. Problem w tym, jak racjonalnie myślący człowiek może akceptować różne niedorzeczne twierdzenia, które religia uparcie głosi? Jeśli więc wierzysz, że martwy człowiek może zostać ożywiony albo że Ziemia jest płaska, Słońce to ognisty rydwan ciągnięty przez skrzydlate konie, a w kosmosie żyją cyborgi toczące wojny o nasze dusze, to nie dziw się, że ludzie mogą nie potraktować poważnie takich przekonań i poddawać je krytyce oraz domagać się odrzucenia ich w procesie podejmowania jakichkolwiek decyzji.
W czasie debaty z Dawkinsem rozmawialiśmy zresztą o tym, czy wiara jest ślepa. Zapytałem go wtedy: „A czy wierzy pan swojej żonie?”.
I co on na to?
– Odpowiedział, że tak. I natychmiast zaczął wyliczać powody, dla których jej wierzy. „A więc pan wierzy, że istnieje wiara oparta na argumentach?” – drążyłem. I udowodniłem mu, że on też wierzy wiarą opartą na argumentach. Czyli w podobny sposób jak my, chrześcijanie, wierzymy Bogu.
W dyskusjach na temat religii moja dziewczyna również stawiała podobne pytanie: "Czy wierzysz, że cię kocham?". Gdy odpowiadałem, że tak, porównywała moją wiarę w jej miłość do wiary religijnej. To kolejny błąd wynikający z istnienia kilku znaczeń słowa "wiara" (
podobnie jest ze słowem "teoria"). Wiara może oznaczać "określoną religię, wyznanie, przekonanie o istnieniu boga" i "przekonanie o istnieniu zjawisk nadprzyrodzonych" (za Słownikiem Języka Polskiego PWN). Istnieje jednak psychologiczne znaczenie słowa "wiara" oznaczające czyjeś wewnętrzne przekonanie na jakiś temat. Taka wiara nie musi mieć wcale związku z religią, odwoływać się do sił nadprzyrodzonych czy oznaczać czegoś niesprawdzonego. Co więcej - taka wiara często wynika z dowodów! Przykładowo naukowcy wierzą w jakieś teorie (są wewnętrznie przekonani o ich słuszności), ponieważ są one poparte dowodami. Ja z kolei wierzę, że moja dziewczyna mnie kocha, ponieważ również jest to poparte dowodami. Okazuje mi to swoim zachowaniem, identycznym jakie ja okazuję jej w wyniku tego, że ja ją kocham. Postulat o zrezygnowaniu z wierzenia innym ludziom jest z gruntu głupi i środowiska ateistyczne czegoś takiego bynajmniej nie postulują. Wiara w innych jest przecież podstawą ludzkiego społeczeństwa.
Bo nasza wiara też wcale nie jest ślepa. Uwierzyliśmy Bogu, bo przekonały nas konkretne argumenty. Nasz kontakt z Panem Bogiem nie jest przecież relacją z jakąś teorią, tylko z konkretną Osobą.
W trakcie debaty Lennox twierdzi ponadto, że nauka nie jest oparta na dowodach (nie ma to jak odwrócić kota ogonem). Jedyną prawdą obiektywną ma być matematyka oraz Jezus, ponieważ powiedział "Ja jestem prawdą" co oznacza, że on jest prawdą - tak jest, bo Jezus tak powiedział i tak po prostu być musi. Co więcej, twierdzi, że ateizm podkopuje naukę oraz, że Bóg jest prawdziwy, bo Biblia dostarcza prawdziwych dowodów. Jakich? Otóż Pismo Święte mówi, że istniał początek świata. Lennox stwierdza, że gdyby naukowcy potraktowali Biblię poważnie, to Wielki Wybuch zostałby odkryty znacznie wcześniej (przed powstaniem teorii Wielkiego Wybuchu i znalezieniem dowodów na jej poparcie w nauce panował pogląd, że Wszechświat jest statyczny). Dawkins słusznie kontruje: "są dwie możliwości: albo wszechświat istniał od zawsze, albo miał kiedyś początek. Łatwo jest trafić w prawidłową możliwość". Generalnie Lennox powtarza cały czas, że "jego wiara jest prawdziwa, jest prawdą, wierzy w Boga bo są na to dowody, jego Bóg jest prawdziwy a inni nie" itd. Strzela też sobie samobójczą bramkę: "Pytanie kto stworzył Boga jest na poziomie szkoły podstawowej. Zakłada z góry, że Bóg musiał zostać stworzony. Nie jestem więc zaskoczony, że nazwałeś swoją książkę 'Bóg urojony', ponieważ bogowie, którzy zostają stworzeni, są z definicji urojeniem". Właśnie z tego powodu na początku wpisu ująłem słowo debata w cudzysłów. Ciężko tu mówić o jakiejkolwiek dyskusji na poziomie. Lennox potrafi jedynie powtarzać na okrągło swoje slogany religijne, często wykazując się olbrzymią ignorancją, przez co wypada żenująco. Najbardziej spodobało mi się pytanie Dawkinsa: "Skoro wiara jest oparta na dowodach, to czemu nazywasz ją wiarą? Czemu po prostu nie mówić o faktach?"
Nawet dzieci nie wierzą swoim rodzicom ślepo, one też muszą mieć ku temu jakieś powody.
Nieprawda. Powiedzmy to jasno i wyraźnie: dzieci wierzą ślepo swoim rodzicom. Wynika to w prosty sposób z mechanizmów ewolucji. Rodzice są tymi, którzy znają otaczający świat z własnego doświadczenia. Są do niego na tyle przystosowani, że odnieśli sukces reprodukcyjny. Dziecko nie zna świata. Rodzice mówią dziecku co ma robić, aby mogło przetrwać (przekazują mu swoje doświadczenie). Mówią przykładowo "nie skacz z okna". Jeśli dziecko nie usłucha, to zginie. Ponieważ rady rodziców mają na celu umożliwienie przetrwania dziecku, to spora część dzieci, która nie będą słuchać rodziców, zginie. W ten sposób zostaną wyeliminowane z populacji geny "na niesłuchanie rodziców". To prowadzi do sytuacji, w której dobór naturalny faworyzuje przeżywanie tych osobników, które w dzieciństwie słuchały rodziców (mają one jakieś geny, które sprawiają, że słuchają one rodziców). W ten sposób ewolucja prowadzi do wykształcenia się u dzieci mechanizmu bezwzględnego słuchania rodziców. Niestety, ten mechanizm jest wykorzystywany przez religię. Indoktrynacja religijna w młodym wieku sprawia, że wielu ludzi przez całe życie nie potrafi przejrzeć na oczy, ślepo wierząc w to co zostało im wpojone w dzieciństwie.
– Przecież prof. Dawkins sam wierzy, że wszechświat nie jest ani dobry, ani zły. Twierdzi, że wcale nie ma żadnego dobra, nie ma zła, nie ma sprawiedliwości. To po prostu kwestia DNA. My tylko tańczymy według nut DNA. Zwróciłem więc profesorowi uwagę: Jeśli tak, to terroryści 11 września też tańczyli według nut swojego DNA. Więc na jakiej podstawie możemy powiedzieć, że zrobili źle?
(...)
Logiczną konsekwencją ateizmu głoszonego przez Dawkinsa jest stopniowe obniżanie wagi pojęcia moralności.
Dawkins sam wielokrotnie powtarzał: "Jeśli chodzi o kwestię biologii to jestem zdecydowanym darwinistą. Jeśli jednak chodzi o relacje międzyludzkie zdecydowanie opowiadam się przeciwko darwinizmowi". Dawkins nie twierdzi, że nie ma czegoś takiego jak dobro i zło. On mówi (i powie to każdy biolog), że w przyrodzie nie ma czegoś takiego jak dobro czy zło. Nie można mówić, że jakieś zwierzę robi dobrze czy źle zabijając inne. Nie znaczy to, że taka zasada stosuje się do ludzkiego społeczeństwa! Dla nas, ludzi, pojęcie dobra i zła jak najbardziej istnieje i nie słyszałem, by ktokolwiek z biologów twierdził inaczej. Niestety, przeciwnicy darwinizmu - bo podniesiony zarzut nie dotyka wbrew pozorom kwestii ateizmu - bardzo często po prostu kłamią, chcąc zdyskredytować swoich oponentów. Wiem, że oskarżenie o kłamstwo nie powinno być wypowiadane bezpodstawnie. Jest to jednak jedyne wyjaśnienie tego, że osoba bardzo inteligentna (Lennox jest profesorem w Oxfordzie, podobnie jak Dawkins) całkowicie przeinacza słowa i idee innych. Ciężko tutaj podejrzewać, że Lennox po prostu nie rozumie koncepcji Dawkinsa (i innych naukowców).
Trzeba przyznać, że Lennox ma w kilku momentach rację. Słusznie zauważa, że teoria ewolucji nie wyjaśnia samego momentu powstania życia (biogenezy). Mówi ona jedynie co się dzieje, gdy pojawią się cząsteczki zdolne do replikowania i dziedziczenia oraz mutowania. Trzeba też przyznać rację Lennoxowi w następującym stwierdzeniu:
Zgodziłem się z nim, że pewien rodzaj źle rozumianej religijności może być źródłem terroryzmu. Oprócz terroryzmu islamskiego neoateiści podają przykłady zbrodni w czasie wypraw krzyżowych. Odpowiadam, że ludzie, którzy ich dokonywali, nie byli posłuszni przykazaniom.
W pierwszej chwili ciężko się z tym nie zgodzić. Można się oczywiście zastanawiać, czy religia posłużyła tu jedynie za pretekst i jej zasady zostały świadomie nagięte, czy też krzyżowcy naprawdę wierzyli, że to co robią jest słuszne i zgodne z ich wiarą. Osobiście skłaniam się ku tej drugiej możliwości w przypadku szeregowych żołnierzy i ku pierwszej opcji w przypadku osób wyżej postawionych w hierarchii kościelnej. Nie chcę jednak ostatecznie wyrokować ani zagłębiać się w tą kwestię w tym momencie. Zamiast tego przytoczę kolejny fragment wypowiedzi Lennoxa, kontrastujący z jego wcześniejszymi słowami:
Dla Dawkinsa ateizm Stalina czy Pol Pota z Kambodży nie ma absolutnie żadnego związku z ich zbrodniami.
Ja tu widzę pewną hipokryzję. Z jednej strony mowa o tym, że krzyżowcy nie przesterzegali zasad swojej religii, dlatego ich działań nie można utożsamiać z religią, a z drugiej mowa o tym, że ateizm ma związek ze zbrodniami reżimów, które określały siebie mianem ateistycznych. I gdzie tu mierzenie wszystkich jedną miarką? Stawianie znaku równości między ateizmem a komunizmem jest częstym oskarżeniem wysuwanym przeciwko ateizmowi, szczególnie w Polsce. Jest to jednocześnie jeden z najbardziej fałszywych zarzutów jaki można ateizmowi postawić. Nie zamierzam tutaj rozpisywać się nad tym pożałowania godnym "argumentem", zacytuję jedynie
Racjonalistę:
Polski ateista uporczywie jest wpisywany przez apologetów (jak. choćby ks. Stopka, który odpowiedział na wywiad o ateistach w Życiu Warszawy) czy konserwatystów (jak wspomniany wyżej Wildstein) w widmo komunizmu. Jeśli wskazujemy kryminalną historię Kościoła czy religii, zaraz nas się kontruje: Synowie Kościoła palili czarownice, mordowali Indian i zabijali heretyków, ale za to ateiści zrobili dwa totalitaryzmy: faszyzm i komunizm. Z faszyzmem jest sprawa względnie łatwa: Bynajmniej nie był on ateistyczny, lecz na ogół współpracował z religiami i Kościołami, a ateistów i wolnomyślicieli tępiono bardziej niż wyznawców dowolnych religii (może z wyjątkiem Świadków Jehowy, którzy nie chcieli walczyć). Z komunizmem jest większy problem, bo reżimy komunistyczne jednak głosiły na ogół dość krzykliwie ateizm. Zaczęły się jednak ukazywać pozycje w których autorzy badacze dowodzą, iż był to iluzorycznie ateistyczny reżim a w istocie "religiopodobny" (zob. np. wydaną przez Nomos pracę "Religiopodobny komunizm" Marcina Kuli).
Przełomowym w tym zakresie studium naukowym jest niedawno wydana, również przez Nomos, książka religioznawcy Rafała Imosa: "Wiara człowieka radzieckiego". Autor zrywa z dominującą tendencją traktowania komunizmu jako struktury 'religiopodobnej', 'quasi-religijnej' czy 'pseudoreligijnej', dowodząc nie tylko na poziomie funkcjonalnym, lecz także i istotowym jego religijnego charakteru. Komunizm nie był imitacją religii, był zjawiskiem stricte religijnym! We wstępie autor pisze: "Chcę mianowicie pokazać, że marksizm-leninizm w pełni wpisuje się w charakterystykę uniwersalistycznych religii". Analiza ta przeprowadzona jest na blisko 440 stronach które warto znać, jeśli kiedykolwiek jeszcze jakiś niedouczony apologeta będzie zarzucał ateistom reżim komunistyczny.
To tyle w kwestii pana Johna Lennoxa. Osobom znającym angielski polecam poświęcenie dwóch godzin czasu na wysłuchanie pełnej debaty. Nie powiem, że "naprawdę warto", bo jak już wspomniałem Lennox w wielu momentach naprawdę się kompromituje. Ta rozmowa po prostu doskonale odzwierciedla jakość argumentów stojących za religią i za nauką.