21 czerwca 2008

A jednak się kręci Słońce dookoła Ziemi

Niedawno w Tygodniku Powszechnym ukazał się wywiad z ks. Michałem Hellerem (tym od Nagrody Templetona) pt. Czy kosmita może być zbawiony. Jak już wspominałem, myślałem o przeczytaniu którejś z jego książek. Po tym wywiadzie mój zapęd w tym kierunku spadł do zera. I nie chodzi tu wcale o to, że Heller nie zna matematyki na poziomie szkoły podstawowej (twierdzi, że rozkład 10 na czynniki pierwsze to 3 razy 3 plus 1, a oczywiście jest to 2 razy 5).

Już sam początek jest "niezły":
Artur Sporniak: Czy możemy się spodziewać, że nie jesteśmy sami we wszechświecie?
Ks. Michał Heller: Z punktu widzenia nauki w jej obecnym kształcie jest to problem marginalny…
Że jak? Możesz powtórzyć? Jedno z największych pytań współczesnej nauki to "problem marginalny"? W takim razie co robią na Marsie sondy poszukujące śladów życia? Wysyłają nam zdjęcia z wakacji? I po co NASA bada Tytana (księżyc Saturna) i Europę (księżyc Jowisza)? Skąd plany budowy Terrestrial Planet Finder, kilku połączonych w jedno urządzeń, takich jak interferometry i koronograf, które miałyby wyszukiwać w kosmosie planet podobnych do Ziemi? I po co Europejska Agencja Kosmiczna planuje podobny projekt o nazwie Darwin? I skąd to całe zamieszanie wokół jakiegoś kawałka meteorytu?

Odnośnie mozliwości istnienia życia gdzieś indziej we wszechświecie:
Możemy podać także rację teologiczną, jaką jest stwórcza płodność Pana Boga – trudno przypuszczać, że w tak ogromnym świecie Bóg stworzył życie tylko na Ziemi, skoro mógłby stworzyć je także gdzie indziej. Niemniej są to tylko nasze przypuszczenia.
Powstanie życia to kwestia sprzyjających warunków i przypadku, nie potrzeba do tego żadnych sił nadprzyrodzonych. Możliwe, że życie na naszej planecie pochodzi z kosmosu, ale do tego nie są konieczne czary. To zwykła chemia. Swoją drogą, to czy religia nie powinna wiedzieć, czy jesteśmy sami? Skoro Bóg był tak miły i powiedział nam o tym jak stworzył świat w 6 dni, to mógł przy okazji coś napomknąć o tym czy stworzył kogoś jeszcze.
Czy teologia nie głosi, że człowiek jest szczytem stworzenia i najbliższą Bogu istotą?
Dlatego sądzę, że z koncepcji innych istot we wszechświecie bardziej niż nauka skorzystać mogłaby teologia.
Litości! Znowu? Na odkryciu pozaziemskich form życia skorzystałyby w pierwszej kolejności chemia i biologia (prawdopodobnie medycyna również), a gdyby to życie było inteligentne to w dodatku jeszcze cały szereg nauk społecznych oraz technicznych - jeśli byłaby to cywilizacja bardziej zaawansowana od nas. A teologia? Ogłoszono by, że Bóg jest wielki i co dalej? Komisja do rozstrzygnięcia czy kosmici mają duszę? Czy może misje i nawracanie kosmitów? Dobrze przynajmniej, że Heller wyraźnie odgranicza teologię od nauki.

Przyznam się że jestem mocno zmieszany. Generalnie to po usunięciu idiotycznych fragmentów, w których Heller próbuje pokazać, że teologia może się do czegokolwiek przydać, otrzymujemy całkiem porządny wywiad z astronomem. Przez część wywiadu Heller mówi jak prawdziwy naukowiec, tylko po to, by za chwilę wyskoczyć z jakimiś niedorzecznymi koncepcjami:
Po pierwsze, powinniśmy na nowo przemyśleć określenie Boga jako nieskończoności. Przez bardzo długi czas nieskończoność była rozumiana negatywnie: jako coś, co nie jest skończone. Dzisiaj wiemy o nieskończoności dużo więcej. Dzięki analizom matematycznym ujawnia nam ona rozmaite aspekty zupełnie nieoczekiwane. Na przykład, że mogą być różne rodzaje nieskończoności. Liczb rzeczywistych jest nieskończenie wiele, ale liczb całkowitych…
...jest mniej?
Ich jest także nieskończenie wiele, ale jest ich mniej. W matematyce mówi się, że jest to nieskończoność mniejszej mocy.
Idźmy dalej: jeszcze większej mocy nieskończonością od zbioru wszystkich liczb rzeczywistych jest zbiór wszystkich podzbiorów osi liczb rzeczywistych. Rodzi się pytanie, czy jest nieskończoność najmocniejsza? Georg Cantor – twórca teorii mnogości, która dała podwaliny do tych matematycznych analiz – uważał, że jest taka nieskończoność, i utożsamiał ją z Bogiem.
Deus ex machina?
Na pewno jest w tym przeskok z matematyki do ontologii. Przez długi czas w matematyce przeważał pogląd, że nie ma absolutnej nieskończoności. Ostatnio jednak pojawiły się badania sugerujące, że nie jest wykluczone, iż Cantor w pewnym sensie miał rację.
Słucham? Nieprzeliczalność zbioru liczb rzeczywistych dowodem istnienia boga? I ten człowiek jest uznawany za wybitną osobę i szanowany? Przecież to jest jakiś ponury żart.
Jak puścimy wodze fantazji, to możemy sobie wyobrazić, że wśród istot rozumnych zamieszkujących jakąś odległą planetę w ogóle nie nastąpił grzech pierworodny, gdyż mają one lepiej rozwinięty umysł i wyraźniej widzą różnicę między dobrem a złem. Żyją zatem w przyjaźni ze Stwórcą i nie wymagają odkupienia.
No tak, to by się nawet zgadzało - przecież w raju nie było kosmitów, a jedynie Adam i Ewa. Może kosmici mieli swój własny raj i nie zjedli zakazanego owocu? Może owoce stworzone przez Boga na innej planecie były po prostu niesmaczne? Albo nie ma tam węży, które mogłyby ich kusić? Dobra, dosyć tych bzdur, chyba nikt nie bierze tego na poważnie? Swoją drogą, to koncepcja grzechu pierworodnego jest jednym ze śmieszniejszych założeń wiary chrzescijańskiej. Grzech ten ma wynikać rzekomo ze złej natury człowieka. Wystarczy się chwilę zastanowić, by - na nieszczęscie tej koncepcji - dojść do oczywistego wniosku, że człowiek jest z natury istotą dobrą. Odpowiedz sobie na proste pytanie: jaki odsetek ludzi w twoim otoczeniu (znajomych z pracy czy ludzi mieszkających z tobą na osiedlu) można by zaliczyć do złych? Ilu z nich kradnie czy napada na innych? Jeśli nie czytasz tego bloga z więziennej celi to najbardziej prawdopodobna odpowiedź będzie brzmiała: niewielu.
Nasz rozum gubi się w perspektywie wielu światów. To jest dla nas lekcja, że tym bardziej powinien „gubić się” w obliczu każdej religijnej tajemnicy.
To dziwne, mój rozum nie gubi się w obliczu żadnej "religijnej tajemnicy". Przyznam jednak, że często gubię się w obliczu wielu religijnych absurdów, w które ludzie autentycznie wierzą.

Przyznam, że dawno czegoś takiego nie czytałem. To jest esencja tego, czego nie trawię - kiedy ktoś próbuje za wszelką cenę skazić naukę jakimiś chorymi absurdami. Heller to wszystko mówi na poważnie, a to jasno pokazuje, żeby nie marnować czasu na jego książki. Wolę poczytać kogoś, kto ma coś naprawdę wartościowego do powiedzenia.

16 komentarzy:

  1. Witam!
    Tak się składa że czytałem książki Hellera:
    "GRANICE KOSMOSU
    I KOSMOLOGII" będącą uzupełnionym wydaniem wcześniejszej pozycji pt."GRANICE KOSMOSU
    I KOSMOLOGII"
    oraz "KOSMICZNA PRZYGODA CZŁOWIEKA MĄDREGO" będącą zmodyfikowaną wersją wcześniejszej pozycji pt. "WOBEC WSZECHŚWIATA"
    a także wysłuchałem cyklu radiowych wykładów Hellera pt.
    "DROGAMI MYŚLĄCYCH" dostępnych na CD
    Nie podejmuję się tytaj obrony religijnych przekonań Hellera, które szczególnie po przyznaniu mu nagrody tempeltona i związanymi z tym licznymi wywiadami w prasie podkreślającymi rzekomą niesprzeczność Nauki i religii, nadwątliły mój szacunek do niego jako naukowca.
    Jeśli jednak zdecydowałby się Pan sięgnąć kiedyś po jakąś jego książkę mogę z czystym sercem polecić Pany "GRANICE KOSMOSU
    I KOSMOLOGII"
    Autor bardzo dobrze i dokładnie przedstawia w niej rozwój kosmologii współczesnej od pierwszych spekulacji kosmologicznych Einsteina do badań satelity COBE, fakty przedstawia bezstronnie, nie wplatając w swój wywód propagandy religijnej, nie usiłuje nawracać czytalnika, sugerować niesprzeczności Nauki i religii, w ogóle dywagacje religijno teologiczne nie są obecne w tej książce (tzn nie pamiętam żeby jakieś były, ale od mojej jej laktury minęło już dość czasu więc mogę się mylić),
    Muszę przyznać, że ta pozycja wprowadziła mnie w kosmologię i jej historię sytematycznie (nie licząć fragmentarycznych artykułów w prasie publicystycznej)

    Jeszcze raz gratuluję bloga i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za rekomendację. To, co Pan napisał, pokrywa się z moim spostrzeżeniem we wpisie, że po usunięciu wstawek teologicznych, otrzymujemy całkiem porządną astronomię. Ja osobiście na wprowadzenie do kosmologii wybrałem, opisywaną dwa wpisy wcześniej, książkę Rees'a. W niej również są poruszone kwestie równań Einsteina, badań satelity COBE oraz cały szereg innych zagadnień.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    Mam bardzo podobne spostrzeżenia. Bardzo lubię tematykę astronomiczną i astrofizyczną i zapoznałem się z większością książek o tej tematyce ukazujących się w serii "Na śieżkach nauki", obok Rees'a polecałbym jeszcze kilku innych autorów ale nie Hellera. Mam jego jedną książkę ale po przeczytaniu wstępu powiało takim mistycyzmem, że straciłem całkowićie na nią apeptyt:-(
    DKnoto.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    wszyscy Cię chwalą, to ja pomarudzę:).
    przeczytałam artykuł i Twój komentarz do niego. Uważam, że czepiasz się szczegółów, ale po kolei. Odnoście cytowanych fragmentów- zgodzisz się chyba, że definicja rozkładu na czynniki pierwsze nie jest największym osiągnięciem matematyki, a tu nie o sam rozkład chodzi ale o indywidualność przedstawienia danej liczby.
    "problem marginalny"? odpowiem cytatem, bo sam najlepiej za siebie mówi:
    "jedno wydaje się niemal pewne: kontakt z takimi istotami ma znikome prawdopodobieństwo. Dzisiaj uważa się za dobrze uzasadnioną tezę, że w odległości mniej więcej dziesięciu tysięcy lat świetlnych jesteśmy sami. Wyobraźmy sobie, że wysyłamy sygnał do istot pozaziemskich i on dociera do nich po dziesięciu tysiącach lat świetlnych. Z kolei ich odpowiedź znów musiałaby pokonać tę samą odległość. Taka rozmowa nie byłaby zbyt atrakcyjna."
    myślę, że nie trzeba nic dodawać ale na wszelki wypadek- wielkim przełomem byłaby świadomość, że we wszechświecie są inne istoty rozumne, ale przełomem dla czego? medycyny? techniki? w jaki sposób jeśli brak nam fizycznej możliwości na kontakt? to raczej ludzie musieliby zmierzyć się w końcu z myślą, że jest ktoś oprócz nas, to wymaga zmiany światopoglądu- a stąd - dla wierzących- niedaleko już do religii.
    Jeśli chodzi o Twoje pozostałe zastrzeżenia to nie są one moim zdanie merytoryczne, a raczej denerwują Cię odniesienia do wiary, ale taki jest po prostu charakter tego wywiadu. Bardziej popularno- niż -naukowy i o mocnym zabarwieniu światopoglądowym.
    P. Heller jest m.in. teologiem więc nie powinno Cię dziwić, że w wywiadzie porusza kwestie ważne dla teologii, a z wizją świata i umiejscowienia w nim człowieka religia zmaga się od zawsze.
    "Skoro Bóg był tak miły i powiedział nam o tym jak stworzył świat w 6 dni, to mógł przy okazji coś napomknąć o tym czy stworzył kogoś jeszcze."
    Chyba nie wymaga również wiele wysiłku zrozumienie, że 'precyzja' świata skłania wielu ludzi do wiary w siłę wyższą, która miałaby go stworzyć, a zamysłów siły wyższej jak sama nazwa wskazuje możemy nie być w stanie przeniknąć, nie musi się ona też nam zwierzać ze swoich planów twórczych.
    Można nie rozumieć czyjejś wiary, ale z szacunku dla drugiego człowieka i tego co może nam przekazać warto ją akceptować, a mam wrażenie, że Ty z niej po prostu drwisz.
    Pozdrawiam,
    Marysia

    OdpowiedzUsuń
  5. Aż mnie dziwiły same pochwały, ale dobrze że ktoś zdobył się na odrobinę konstruktywnej krytyki.

    "zgodzisz się chyba, że definicja rozkładu na czynniki pierwsze nie jest największym osiągnięciem matematyki, a tu nie o sam rozkład chodzi ale o indywidualność przedstawienia danej liczby"

    Oczywiście, że się zgodzę - jak już napisałem we wpisie, to wcale nie to jest najistotniejsze w tym wywiadzie. Traktuję to stwierdzenie o rozkładzie liczb pierwszych jako jakiś niefortunny lapsus, może efekt pośpiechu.

    "wielkim przełomem byłaby świadomość, że we wszechświecie są inne istoty rozumne, ale przełomem dla czego? medycyny? techniki? w jaki sposób jeśli brak nam fizycznej możliwości na kontakt?"

    Ja założyłem po cichu, że kontakt będzie "fizyczny". Jeśli któregoś dnia odkryjemy za pomocą naszych teleskopów życie na innej planecie, to na początku zysk dla nauki będzie faktycznie niewielki - będzie jedynie świadomość ich istnienia. Jeśli jednak my polecielibyśmy do Nich albo Oni pewnego dnia przylecieliby do nas to teologia by raczej wiele nie zyskała.

    "to raczej ludzie musieliby zmierzyć się w końcu z myślą, że jest ktoś oprócz nas, to wymaga zmiany światopoglądu- a stąd - dla wierzących- niedaleko już do religii"

    Wiele odkryć w przeszłości wymagało bardzo wielkich zmian światopoglądu. Musieliśmy zmierzyć się z myślą, że Ziemia nie jest w centrum wszechświata, życie nie zostało stworzone przez Boga a powstało samo, potem była jeszcze trudniejsza do przełknięcia myśl, że życie to tylko skomplikowane reakcje chemiczne i nie ma żadnej tajemniczej siły witalnej. Takich przełomowych odkryć, z którymi musiała się zmierzyć teologia, było całe mnóstwo.

    "P. Heller jest m.in. teologiem więc nie powinno Cię dziwić, że w wywiadzie porusza kwestie ważne dla teologii"

    Nie dziwi mnie to. Dziwi mnie natomiast czemu - jako rzekomy naukowiec - próbuje na siłę łączyć teologię z nauką.

    "Chyba nie wymaga również wiele wysiłku zrozumienie, że 'precyzja' świata skłania wielu ludzi do wiary w siłę wyższą, która miałaby go stworzyć"

    Na ten temat chyba napiszę kiedyś osobny wpis, więc póki co odpowiem krótko. Nie potrafię zrozumieć takiej wiary w XXI wieku. Takie wierzenia były zrozumiałe do XIX wieku. Odpowiem na przykładzie życia. Mieliśmy dwie hipotezy jego powstania - czysty przypadek i inteligentny stwórca. Widząc, że natura jest 'zaprojektowana' oczywiste było, że nie może być to przypadek. Potem Darwin znalazł wyjaśnienie tej zagadki i od tej pory alternatywa brzmi: dobór naturalny czy inteligentny stwórca. Ostatecznie zagadka życia została rozszyfrowana wraz z odkryciem DNA i teraz wiemy, że żadne inteligentny projektant nie był potrzebny. Nie umiemy jednak obecnie wyjaśnić pochodzenia kosmosu - wszechświat wciąż czeka na swojego Darwina. Powinniśmy się już jednak nauczyć z przeszłości, że wyjaśnienia oparte na Bogu upadają kolejno wraz z postępem nauki i dziwię się, że naukowiec tak kurczowo się ich trzyma.

    "Można nie rozumieć czyjejś wiary, ale z szacunku dla drugiego człowieka i tego co może nam przekazać warto ją akceptować"

    Wstaw sobie zamiast słowa "wiary", słowo "rasizmu" i odpowiedz sobie czy podpisałabyś się pod takim stwierdzeniem. Nie stawiam oczywiście wiary na równi z rasizmem. Chcę tylko pokazać, że to, że ktoś w coś wierzy, nie oznacza, że z definicji trzeba takie wierzenia szanować (szanujesz rasizm?). Szanuję osoby jako takie, jednak staję przed dużym wewnętrznym dylematem jak podchodzić do ich irracjonalnych przekonań. W rezultacie toleruję czyjąś wiarę, ale nie powiedziałbym, że ją akceptuję.

    "mam wrażenie, że Ty z niej po prostu drwisz"

    Staram się tego nie robić (choć zdarza mi się trochę ironii). Problem w tym, że wiele osób wierzących, jakąkolwiek krytykę swojej religii traktuje jako wyśmiewanie. To w sumie spory kłopot, bo - jak już napisałem w innym wpisie - obrażanie kogoś nie jest dobrym sposobem przekonywania do swoich racji.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze jedną rzecz chciałem dopowiedzieć odnośnie kontaktu z "Obcymi". Założenie, że najpierw będzie kontakt "teleskopowy", a dopiero potem "fizyczny" może być oczywiście błędne. Szanse na odkrycie obcej cywilizacji oceniam na bardzo małe. Stosunkowo wysoko oceniam natomiast możliwość odkrycia życia całkiem blisko Ziemi, gdzieś w Układzie Słonecznym. Może na Marsie, Europie albo Tytanie. Nie będzie to oczywiście życie inteligentne (w sensie stworzenia cywilizacji). W takiej sytuacji zysk dla nauki będzie, moim zdaniem, olbrzymi - takie życie może mieć na przykład inne chemiczne podstawy, które poszerzą naszą aktualną wiedzę. Możemy też uzyskać wskazówki co do wczesnych etapów życia na naszej planecie. A jaki zysk będzie miała teologia ze świadomości, że gdzieś indziej w Układzie Słonecznym żyją sobie proste bakterie?

    OdpowiedzUsuń
  7. Myślę, że większość spornych kwestii sobie wyjaśniliśmy więc skupię się na relacji nauka- religia.
    "Potem Darwin znalazł wyjaśnienie tej zagadki i od tej pory alternatywa brzmi: dobór naturalny czy inteligentny stwórca."
    Śmiem twierdzić, że istnieje jeszcze opcja "połączona". Przez długie lata wiara była hamulcem postępu, jednak nie przez swoją istotę, a przez uleganie pokusie tłumaczenia wszystkiego co niewyjaśnione Bogiem. Wtedy każda próba znalezienia przyczyny 'naturalnej' odbierana była jako atak na autorytet Kościoła. Ale świat się zmienia i Kościół też. Pojawił się(a może istniał już wtedy ale był zbyt słaby by dojść do głosu) pogląd, że Bóg nie potrzebuje swoich adwokatów, a zrozumienie praw fizyki, chemii, biologii da się połączyć z wiarą w jego istnienie.Jak? zaraz do tego dojdę...
    "Ostatecznie zagadka życia została rozszyfrowana wraz z odkryciem DNA i teraz wiemy, że żadne inteligentny projektant nie był potrzebny."
    Owszem, wiemy, że życie powstaje ze zlepka białek, ale nadal nie wiemy jak to się stało, że czujemy, myślimy... wiem, nerwy- mózg, ale gdzieś na tej znanej nam drodze następuje przekształcenie impuls-świadomość i upieram się, że tego nie rozumiemy zupełnie.
    Odkrywamy prawa fizyki, zazwyczaj okazuje się, że wiele lat wcześniej ktoś opracował aparat matematyczny świetnie do tych praw pasujący.. jak to się dzieje, że jesteśmy w stanie tak dobrze opisać świat? jak to możliwe, że on sam w sobie jest tak uporządkowany, 'precyzyjny'(jakoś to słowo bardzo mi tutaj pasuje)? można odpowiedzieć 'nic w tym dziwnego, prawa nauki', ale można też w tej doskonałości odnaleźć Boga. Wtedy bez sprzeczności da się połączyć naukę z religią, dążyć do zrozumienia, bo poznanie dzieła zbliża do poznania jego twórcy, ale mu nie zagraża.
    Mam nadzieję, że udało mi się jasno opisać o co mi chodzi.
    ps. Odnośnie 'obcych' zgadzam się w pełni, wszystko zależy po prostu od założeń poczynionych w dyskusji czyli np. tego czy życie to ma być inteligentne.
    Pozdrawiam,
    Marysia

    OdpowiedzUsuń
  8. "Przez długie lata wiara była hamulcem postępu, jednak nie przez swoją istotę, a przez uleganie pokusie tłumaczenia wszystkiego co niewyjaśnione Bogiem. (...) Ale świat się zmienia i Kościół też."
    Gdyby Kościół się zmieniał to chyba nie byłoby naszej dyskusji :) Widzisz, Kościół akceptuje idee naukowe wybiórczo i do tej pory stara się hamować rozwój nauki. Jeden przykład to wspomniane przeze mnie słowa Hawkinga (wpis pt. "Kościół a nauka") o tym, jak Papież zniechęcał do badania początków Wszechświata. Drugi, zdecydowanie bardziej jaskrawy, to próby zahamowania badań nad komórkami macierzystymi.

    "nadal nie wiemy jak to się stało, że czujemy, myślimy... wiem, nerwy- mózg, ale gdzieś na tej znanej nam drodze następuje przekształcenie impuls-świadomość i upieram się, że tego nie rozumiemy zupełnie."
    Faktycznie, nie rozumiemy tego. Nigdy też nie zrozumiemy całego świata, chociażby dlatego, że każda odpowiedź z reguły rodzi kolejne pytania. Osobiście uważam, że o wiele lepiej przyznać się do niewiedzy, niż uzurpować sobie znajomość odpowiedzi na wszystkie pytania (co Kościół często robi). Zapychanie dziur naszej niewiedzy Bogiem nie jest mądrym posunięciem - dlaczego to właśnie Bóg, a nie coś innego, ma być wyjaśnieniem nierozumianych przez nas zjawisk?

    "jak to się dzieje, że jesteśmy w stanie tak dobrze opisać świat? jak to możliwe, że on sam w sobie jest tak uporządkowany, 'precyzyjny'(jakoś to słowo bardzo mi tutaj pasuje)? można odpowiedzieć 'nic w tym dziwnego, prawa nauki', ale można też w tej doskonałości odnaleźć Boga."
    Nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem: czy utożsamiasz Boga z prawami natury (fizyki, chemii itd)?
    Co do precyzyjnych praw przyrody, to jakiś czas temu zrozumieliśmy, że nasz wszechświat wygląda tak jak wygląda ze względu na kilka fundamentalnych stałych fizycznych. Gdyby choć jedna z nich miała wartość większą lub mniejszą o choćby 1%, życie nie mogłoby powstać. Pytanie o to skąd wzięło się tak niebywałe, sprzyjające życiu, dostrojenie (precyzja, jeśli wolisz :) ) tych wartości jest nieuniknione. Odpowiedzi jeszcze nie znamy. Nie jest nią jednak na pewno ani przypadek ani Bóg. Przypisanie tego Bogu nie jest wyjaśnieniem czegokolwiek (tak jak przypisanie mu stworzenia życia wcale nie wyjaśniło pochodzenia życia) - to przyznanie się do bezradności. Póki co naukowcy mają kilka teorii (osobiście skłaniam się ku tzw. wszechświatom równoległym, czyli multiświatowi), które mogą ten fakt wyjaśnić, jednak miną pewnie jeszcze dziesięciolecia, zanim poznamy prawdę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zasadniczo masz rację. Z drugiej strony Kościół nie jest spójny, są w nim różne prądy- te zupełnie zachowawcze, które wszystkie podręczniki najchętniej spaliłyby na stosie, umiarkowane i bardzo postępowe. Jakby nie patrzeć większość(chyba nadal?) ludzi jest wierząca, o naukowcach chodzą różne głosy, ale z pewnością spora część godzi jakoś wiarę i pracę badawczą. A i sam Kościół w sporadycznych tylko przypadkach stara się blokować rozwój nauki, ponadto nikogo nie pali już na stosie;).
    Masz rację, że nie warto "łatać" niewiedzy Bogiem. Wydaje mi się zresztą, że od tego Kościół już odchodzi, to zbyt ryzykowne gdy tyle tajemnic okazało się mieć całkiem prozaiczne wytłumaczenie.
    ps. wakacje a ja nie mam nawet czasu przeczytać innych twoich postów, co się dzieje z tym światem:P
    ps2. w szale konfrontacji zapomniałam wcześniej napisać- fajny blog:)
    pozdrawiam,
    Marysia

    OdpowiedzUsuń
  10. "większość(chyba nadal?) ludzi jest wierząca, o naukowcach chodzą różne głosy, ale z pewnością spora część godzi jakoś wiarę i pracę badawczą."
    Nie wiem jak w Polsce, ale w USA i Wielkiej Brytanii ponad 90% członków krajowych towarzystw naukowych (National Academy of Sciences w USA, Royal Society w Anglii) zadeklarowało się jako ateiści.

    "sam Kościół w sporadycznych tylko przypadkach stara się blokować rozwój nauki"
    Przypadki może i sporadyczne, ale często chodzi o ważne decyzje. Wspomniane badania komórek macierzystych mogą doprowadzić do uratowania życia wielu ludziom. Inny istotny przypadek (niezwiązany akurat z rozwojem nauki) to krytyka używania prezerwatyw w ogarniętej epidemią AIDS Afryce.

    "Masz rację, że nie warto "łatać" niewiedzy Bogiem. Wydaje mi się zresztą, że od tego Kościół już odchodzi"
    Wielu teologów porzuciło tę taktykę widząc jej nieskuteczność. Ciekawe jednak, że nawet przeciwnikom "Boga-zapchajdziury" zdarza się mimo wszystko tej taktyki używać. Poniżej cytuję słowa Hellera:

    "Nasza rozmowa miała miejsce kilkanaście lat temu. Jak twierdził Dawkins, Pan Bóg nie jest nam potrzebny, bo wszystkie zjawiska biologiczne możemy wytłumaczyć za pomocą praw fizyki. A ja na to: OK, bardzo dobrze. W jaki sposób w takim razie wytłumaczysz, skąd wzięły się prawa fizyki. No i dyskusja się skończyła."

    Fragment pochodzi z wywiadu: http://www.rp.pl/artykul/128669.html

    Posty zdążysz przeczytać po wakacjach (szczególnie jeśli się okaże, że w sierpniu nie będę miał czasu na pisanie).

    OdpowiedzUsuń
  11. No nie mogę... Jako naukowiec i ateista szczerze wstydzę się za tę idiotyczną notkę.
    1) Pytanie o życie we wszechświecie na pewno nie należy do najważniejszych we współczesnej nauce, nawet astronomii. Przedsięwzięcia z nim związane są za to bardzo często komentowane w mediach, dużo częściej, niż eksperymenty mające np. zbadać jakiś szczegółowy model struktury jądra atomowego - i nie ma się co dziwić, dla "zwykłych" obywateli jest to dużo ciekawsze.
    2) Kategoryczne stwierdzenie, że "powstanie życia to kwestia sprzyjających warunków i przypadku, nie potrzeba do tego żadnych sił nadprzyrodzonych" jest równie głupie w swojej pewności, jak to, że tylko Bóg mógł stworzyć życie. Z tym, że ks. Heller żadnych takich kategorycznych stwierdzeń nie wygłasza, w przeciwieństwie do autora komentarza. Punkt dla księdza.
    3) Z "koncepcji" (a nie żadnego odkrycia!) istnienia życia korzyści może czerpać tylko teologia i filozofia - nauka nic nie wyciągnie z takich spekulacji (i bardzo dobrze).
    4) Co ma mieć wspólnego utożsamianie jakiegoś pojęcia z Bogiem z dowodem na istnienie tegoż? Ja nie widzę tutaj żadnej agitacji, jedynie przedstawienie poglądów filozoficznych...
    5) Reszta już jawnie nie ma nic wspólnego z nauką, a próba (dość nieudolna) racjonalnego obalania poglądów religijnych jest tak samo beznadziejna, jak analogicznego ich uzasadniania.
    Jak widać brak zdrowego rozsądku nie łączy się z wiarą i występuje obficie po obu stronach barykady...

    OdpowiedzUsuń
  12. Killy - przeczytaj sobie książkę Hellera "Początek jest Wszędzie". Jestem z wykształcenia biologiem ale zaczytuję się w fizyce teoretycznej, a zwłaszcza w różnych teoriach kwantowej grawitacji. Heller razem z grupą polskich matematyków fizycznych zaproponował jedną z własnych oryginalnych interpretacji pętlowej kwantowej grawitacji w oparciu o matematykę geometrii nieprzemiennej Connesa. Dodam - gałęzi matematyki, którą tak na prawdę rozumie naprawdę niewielu fizyków na świecie. Z tego co się orientują ich podejście daje całkiem ciekawe wyniki, a podobne teorie rozwijane są w tej chwili zupełnie niezależnie po drugiej stronie oceanu przez takich fizyków jak np Lee Smolin czy Ashtakar, którzy dopiero dokopują się do prac Connesa, nie dając sobie sprawy z tego, że Heller siedzi w tym już od dawna.

    Polecam Ci naprawdę gorąco tę książkę, myślę że pod pewnymi względami - pomijając jej wartość merytoryczną odnośnie rozwijanej teorii kwantowej grawitacji - stanowi ona niezły pomost pomiędzy nauką a duchowością. I tutaj zaznaczam od razu, że przez duchowość rozumiem nie wiarę, pacierze i Biblię lecz coś co najlepiej uosabia filozofia Wschodu, zwana przez niektórych "filozofią wieczystą". I tak myślę, że tak naprawdę w ten właśnie sposób rozumie te sprawy Heller, nawet jeśli nie jest to jego oficjalne stanowisko, to uważam, że takie właśnie przesłanie można wyczytać w jego książkach między wierszami:

    "W fizyce, nasze poznanie przesuwa się coraz bardziej "w głąb" empirycznych zjawisk, te "w głąb" oznacza ku coraz większej jedności".

    Nauka to niejednokrotnie wspaniały pąk dla dojrzałej duchowości. Czy tak jest w przypadku Hellera - kto wie.. Tak czy siak uważam, że jego książki są warte przeczytania, jeśli nie dla walorów duchowych, to dla naukowych. Mnie osobiście podobają się zawarte w nich czasem smaczki z pogranicza filozofii wieczystej.. ;)

    Killy bardzo fajny blog, robisz tu kawał świetnej roboty! Pozdrawiam i będę wpadał częściej. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. "Nasza rozmowa miała miejsce kilkanaście lat temu. Jak twierdził Dawkins, Pan Bóg nie jest nam potrzebny, bo wszystkie zjawiska biologiczne możemy wytłumaczyć za pomocą praw fizyki. A ja na to: OK, bardzo dobrze. W jaki sposób w takim razie wytłumaczysz, skąd wzięły się prawa fizyki. No i dyskusja się skończyła."

    - Killy, jeszcze taka mała uwaga. Uważam, że właśnie to Heller zasadniczo ma rację. Skąd się wzięły prawa fizyki? Heller wskazuje tutaj na problem "ciągu nieskończoności", który zasadniczo sprowadza się do tego, że aby całkowicie wytłumaczyć jakiekolwiek zjawisko musiałbyś wytłumaczyć wszystkie jego siatki powiązań przyczynowo - skutkowych. To znaczy - musiałbyś wytłumaczyć cały Wszechświat. Poznać coś do końca to poznać wszystko. Mam wrażenie, że to ma właśnie na myśli Heller.

    Swoją drogą, to nawet zabawne, że przy pomocy rozumu także można dostarczać argumentów na rzecz duchowości. Kiedyś sporo myślałem na te tematy i to co zauważyłem, to fakt, że niezależnie czy jest to fizyka, czy jakakolwiek inna dziedzina wiedzy, gdzieś tam się pojawiają owe hellerowskie "ciągi nieskończoności". Spróbujmy np podać ścisłą definicję słowa "życie" - i w ten oto sposób mamy problem, który w istocie zachacza o dokładnie to samo, o czym mówi Heller w podanym przez Ciebie cytacie.. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Bartku, to ja ci powiem że jestem osobą bardzo uduchowioną. Niech to nie będzie żadnym zdziwieniem. Moja duchowość nie zwraca się jednak w stronę sił nadprzyrodzonych, a w stronę otaczającego mnie świata. Zachwycam się nim, jestem wręcz oczarowany "najwspanialszym show na Ziemi", czyli tym co potrafi osiągnąć ewolucja. Jestem zachwycony i jednocześnie onieśmielony ogromem Wszechświata, zagadkami które jeszcze przed nami skrywa i mam nadzieję że chociaż część z nich zostanie wyjaśniona za mojego życia. Tylko że pomiędzy "duchowością" jako "bogactwem przeżyć wewnętrznych" a "duchowością" w sensie "wiary w nadprzyrodzone" nie ma znaku równości. To znaczy podejrzewam, że wewnętrzne uczucie w obu przypadkach jest identyczne, ale jego źródło jest zupełnie inne (tym źródłem jest też bardzo często sztuka).

    OdpowiedzUsuń
  15. Killy, chyba zdaję sobie sprawę o jakich odczuciach duchowych mówisz i wierz mi, że osobiście cenię je wyżej niż wszelkie objawienia. W końcu tematyką Twojego bloga sam się interesuję i poczucie naukowego zadziwienia też nie jest mi obce. Ale pamiętać należy, że kontemplacja to pewna wspólna płaszczyzna, czy też pomost pomiędzy nauką a mistyką (nie mylić z metafizyką czy religią). Kontemplacja, która przebiega jednak w odrębie dwóch różnych domen. Kiedy bowiem nauka skupia swoje światło na tym co jest "na zewnątrz", duchowość (dla potrzeb moje wypowiedzi stawiam znak równości między duchowością i mistyką, odróżniając je zarazem od religii) bierze pod lupę to co jest "wewnątrz". Bez wzięcia tych dwóch dziedzin uważam, że nasze poznanie jest niekompletne.

    Zauważ, że ja nie mówię o żadnych siłach nadprzyrodzonych, lecz o faktach, które można badać w "laboratorium" własnego umysłu, faktach które odnoszą się do sfery świadomości, a nie materii. Jest niestety pewnym uchybieniem i bolączką współczesnych nauk empirycznych a może całej zachodniej filozofii, że sfera ludzkiej psyche i świadomości została nieco wystawiona "poza nawias", i to bardziej nawet w sensie uznawania ją za czysto subiektywną i nierealną, niż niewartą nakowych badań. A te badania, które są obecnie prowadzone skupiają się siłą rzeczy na aspektach mierzalnych, weryfikowalnych z punktu widzenia osoby trzeciej - bo tak właśnie działa nauka. Jeśli by więc poprzestawać na niej samej, to pozostajemy z niepełnym i niesatysfakcjonującym obrazem kosmosu i naszego w nim miejsca. No bo jakie może być nasze miejsce w Kosmosie, którego realnym aspektem jest tylko materia? Do takich wniosków doszedłem kilka lat temu - i postanowiłem wyjść trochę poza naukowy "opłotek" i szukać dalej. I powiem, że owszem znalazłem wartościowe rzeczy, wartościowe nawet dla mojego z natury sceptycznego i analitycznego umysłu.

    Duchowość, o której mówię nie ma bowiem nic wspólnego z wiarą, lecz oparta jest na podobnych zasadach weryfikowalności i testu jak sama nauka. Zasada jest taka. Nie musisz w to wierzyć, nawet nie powinieneś w to wierzyć. Możesz to natomiast sprawdzić siadając do medytacji i wglądając w swój własny umysł. W ten właśnie sposób uzyskuje się wgląd w naturę swojego własnego umysłu - i nie tylko.

    Ciekawie o związkach pomiędzy nauką a kontemplacyjną duchowością pisze Ken Wilber, twórca psychologii integralnej. Uważa on, że mechanizm poznawczy wykorzystywany w nauce, a ten, który znajduje zastosowanie w praktyce medytacyjnej oparte są zasadniczo na tych samych popperowskich zasadach, określających tzw dobrą naukę. Z tego powodu dokonuje rozróżnienia na głęboką naukę, która obejmuje oprócz tradycyjnych nauk empirycznych również powiedzmy sferę świadomości i "naukę wąską", która skupia się jedynie na tym pierwszym aspekcie ludzkiego poznania. Jeśli pozwolisz poniżej zamieszczę link do bardzo ciekawej wypowiedzi Wilbera na ten temat na youtube.

    http://www.youtube.com/watch?v=9wX_W1BB_0M&feature=related

    OdpowiedzUsuń
  16. "Nie wiem jak w Polsce, ale w USA i Wielkiej Brytanii ponad 90% członków krajowych towarzystw naukowych (National Academy of Sciences w USA, Royal Society w Anglii) zadeklarowało się jako ateiści."
    Brawo! My z towarzyszami w Korei Płn. od dawna mamy 100% ateizm.

    OdpowiedzUsuń